Road to Prague cz.2: Praga, Pilzno


Do Pragi zawsze miło jest wrócić. W ten sobotni, ciepły wieczór Václavské náměstí pełne było ludzi zmierzających do klubów, pubów, restauracji, kasyn i klubów ze striptizem. A ja marzyłem tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć swój hostel, który miał znajdować się na końcu tego wszystkiego, a konkretnie w Koruna Palace - zabytkowym budynku w stylu Art Nouveau z początku XX wieku. Część hostelowa wrażenia nie robi, ale klatka schodowa, a zwłaszcza winda są całkiem ładne, chociaż jazda nią to trochę przygoda. W ogóle to miałem spać gdzie indziej - w czwórce, gdzieś w pobliżu stacji kolejowej Praha-Bubny i miejsca, gdzie 10 lipca 1973 Olga Hepnarová rozprawiła się ze społeczeństwem, przynajmniej w swoim mniemaniu, za co, jako ostatnia kobieta w Czechosłowacji, została skazana na karę śmierci. Warto się zaznajomić z tą tragiczną i jednocześnie bardzo smutną historią, jest o niej kilka podcastów, ale bardziej polecam film z 2016 roku. No ale to na marginesie. 
I spałbym tam, w tej czwórce, gdybym na dwa dni przed wyjazdem nie sprawdził raz jeszcze praskich opcji noclegowych, bo nagle wskoczył nocleg w jedynce właśnie w Koruna Palace - dość spartańsko tam było, bo tylko łóżko, mała szafka i jeszcze mniejsza na buty, do tego łazienka na korytarzu, ale za tę cenę niczego lepszego znaleźć mi się nie udało. A w Pradze tanio nie jest. Wiele do szczęścia mi nie trzeba, ale na pokoje wieloosobowe jestem już chyba za stary.
 
---

Przechodząc do części głównej muszę się najpierw do czegoś przyznać. Bo ja tu o tej Pradze wciąż, że Road to Prague, i że ulica Praska w Dreźnie, że pociąg do Pragi, i to wszystko prawda, lecz w stolicy Czechów wcale nie myślałem spędzić wiele czasu. Więcej niż w Dreźnie i Görlitz, to na pewno, ale czas zaplanowałem sobie również gdzie indziej. Następnego dnia bowiem, bo fatalnej nocy w Korunie, o czym już nawet nie chce mi się pisać, opuściłem Pragę wskakując w pociąg do Pilzna. Tam mnie jeszcze nie było, za to są... tramwaje.

Tramwaj Vario LF w Pilźnie, w tle widoczna wieża Wielkiej Synagogi
 

Do tego miasta na południu Czech z Pragi jedzie się niecałe półtorej godziny. Pociągi odjeżdżają dwa razy na godzinę, więc nie trzeba się specjalnie spinać, że jak coś nam odjedzie to kaplica i zmiana planów - jak w Polsce. Swoją drogą ostatnio mam takie powiedzmy że hobby, bo sprawdzając sobie dojazdy do danych miejscowości w naszym kraju nad Wisłą i Odrą patrzę również dokąd i jak można stamtąd pojechać dalej. I na przykład, co jest moim absolutnym hitem, między Kaliszem, a Koninem, dwoma co by nie było byłymi miastami wojewódzkimi, nie ma ŻADNEGO połączenia. Tak w ogóle, nic, pociągu nie, autobusu nie, nawet busa nie, a oba miasta dzieli coś ledwo ponad pięćdziesiąt kilometrów. Ciekawe czy narzekają tam na korki... No, ale mniejsza z tym.

Mimo wszystko w Pilźnie chciałem być raczej wcześniej niż później. Wymyśliłem sobie bowiem, że poza polowaniem na tamtejsze tramwaje zobaczę również Muzeum Piwowarstwa. Nie, że koniecznie, ale skoro tam będę to czemu nie. Podszedłem do tego jednak zupełnie bez przygotowania i bez planu - że wejdę, kupię bilet i zobaczę co tam mają. A tam tylko grupy zorganizowane, z czego wejściówek na te anglojęzyczne brak. W końcu niedziela. Mogłem spróbować po czesku, ale dałem to sobie do przemyślenia i poszedłem do centrum. Co było kolejnym strzałem w stopę, bo chwilę później zaczęło padać... to już mogłem poznawać tajemnice Pilsnera po pepikowemu.

kamienice przy Náměstí Republiky, Pilzno

Pilzno w deszczu jednak również jest ładne. Źle się zwiedza, zdjęcia robi fatalnie, a jak ktoś ma okulary to już w ogóle słabo, ale miasto i tak nic ze swojego uroku nie traci. Bardzo ładne są na przykład tamtejsze Planty, czyli park, który otacza Stare Miasto z dwóch stron. Od tych krakowskich Plant różni się tym, że tam fontanny działają. Spacerowałem tamtędy w lekkim deszczu, ale kiedy zaczęło lać uciekłem w stronę Náměstí Republiky - Placu Republiki, takiego naszego Rynku, w poszukiwaniu może jakiejś knajpy czy innego schronienia. Wcześniej minąłem McDonald'sa i teraz żałowałem, że nie wpadłem chociaż na kawkę. No ale trudno, wracać nie było sensu, a na Rynku coś się przecież znajdzie... tylko, że właśnie niekoniecznie w niedzielne, ponure przedpołudnie.

Náměstí Republiky - Plac Republiki i fragment Katedry św. Bartłomieja, Pilzno

Lało, ja mokłem, Czesi na przystanku mokli, mokli też Bułgarzy, którym jednak to nie przeszkadzało, bo zrobili sobie na środku placu jakieś tańce. Minąłem ich i schowałem się w bramie Katedry Św. Bartłomieja, która zajmuje centralne miejsce na Placu Republiki. Chwilę pokręciłem się w środku, bo z gotyckimi katedrami jest mi bardzo po drodze - mają bowiem w sobie to coś: tę surowość, monumentalność i niby na wejściu każda jest do siebie podobna, to dalej już zupełnie inna. Z operatorami tychże już mi tak po drodze nie jest, chociaż wydaje mi się, że akurat czeski kościół katolicki, w przeciwieństwie do tego rodzimego, ma w sobie zdecydowanie więcej ogłady i pokory i nie zapomniał po co istnieje. W sumie musi... nie przeżyliby inaczej. W każdym razie Katedra św. Bartłomieja jest piękna i warto ją sobie obejrzeć oraz przy okazji wdrapać się na wieżę. Nie pamiętam jaki to koszt, jakieś 40 Koron, może mniej, zresztą nie analizowałem tego zbytnio, bo przecież lało, a to była jakaś opcja, by nie stać tam jak kołek. I tu w sumie taki tip... u góry również pada i to nawet bardziej, gdyż taras widokowy jest bardzo wąski i znajduje się tuż poniżej dachu, z którego wszystko ścieka właśnie na taras. Cóż - widoki jednak fajne. W końcu to najwyższa wieża kościelna w całej Republice Czeskiej.

Pilzno

Dalej padało, już mniej, ale wciąż. Zmęczony tym deszczem posnułem się ku historycznym podziemiom Pilzna. Może nie będzie super sucho i ciepło, ale przynajmniej tam nie będzie padać. Koszt wycieczki to 150CZK, czyli około 30zł, a do wyboru są cztery języki - czeski, angielski, niemiecki i rosyjski. To był kwiecień 2022, więc ten ostatni najwyraźniej wypadł z oferty, natomiast niemiecki i angielski były dostępne, ale za odpowiednio 3 i 4 godziny. Słabo. Nie chciało mi się czekać, więc wziąłem po czesku przekonując trochę siebie, trochę gościa od biletów, że spoko luz, zrozumiem przecież. W efekcie ledwo łapałem kontekst z opowieści naszej uroczej przewodniczki o historii Pilzna. Zapamiętałem jednak, że wielbłąd w herbie tego miasta był podarkiem Władysława Jagiełły w ramach podziękowań za wsparcie w bitwie pod Grunwaldem. Ciekawa historia z nim była, zwłaszcza kiedy już dotarł do Pilzna, ale o tym musiałem już doczytać na Wiki. Mimo wszystko nie żałuję tych trzech dyszek, bo to fajna wycieczka, chociaż większość podziemnej trasy jest mocno uturystyczniona, przez co traci na autentyczności. Ale kask i tak trzeba mieć.

Wejście do historycznych podziemi Pilzna

Do biletu dodają jeszcze kupon na darmowego pilsnerka w jednej z trzech miejscowych restauracji. Wciąż było jednak trochę wcześnie, to raz, a dwa trochę bałem się w Czechach pytać o bezalkoholowe w restauracjach. Niby jest, sprzedają i w ogóle, wybór niemały nawet, ale wciąż to trochę jak pytać w mięsnym o tofu.

Tramwaj EVO2, Pilzno

Tymczasem - przestało padać! W końcu! Już myślałem, że mnie tam zaleje, jak nie deszcz to krew. No to poszedłem tropem pilzneńskich tramwajów. Daleko nie miałem, bo wjeżdżają na Náměstí Republiky z dwóch stron. I jak to w Czechach na torach jeździ tylko solidna, rodzima produkcja, czyli głównie różnego rodzaju Tatry, ale są i nowsze wynalazki od Skody oraz spod znaków Vario oraz EVO2. Podaję z reporterskiego obowiązku, bo sam bym musiał poszukać co to, gdyby mi ktoś tylko powiedział. W każdym razie w takim małym Pilźnie jest więcej różnych rodzajów czeskich tramwajów, niż w całej Polsce polskich. Inna ciekawostka jest taka, że w Pilźnie nie było tramwajów konnych, tylko od razu zbudowano tramwaj elektryczny - pierwszy wyjechał na trasę 29. czerwca 1899 roku, czyli niemal równo siedem tygodni po podobnym wydarzeniu w dalekim Grudziądzu. Jaki tu związek? Otóż żaden, ale o Grudziądzu i jego tramwajach też mam notkę -> tutaj. I ostatnia rzecz - pilzneńskie tramwaje, podobnie jak te w Lizbonie czy Budapeszcie są całe żółte. Natomiast trolejbusy pomalowali już sobie na zgniłą zieleń.

---

Nadeszła ta pora, by zadecydować co dalej z dniem. Pilzno mogłem sobie już odhaczyć, chociaż planowałem jeszcze zobaczyć Centrum Naukowe Techmania. I wahałem się długo, bo z jednej strony bardzo chciałem spojrzeć, ale z drugiej tam się nie opłaca (i chyba nawet nie da) pójść tylko na chwilę, bo trzeba mieć tak z pół dnia. Tego nie miałem, więc i to i wizytę w Muzeum Piwowarstwa odłożyłem na następny raz. Wtedy już nie będę gonić za tramwajami i może też nie będę musiał chować się przed deszczem. Jedzenie również odłożyłem na później. W Pilźnie nie mogłem się zdecydować czy w ogóle cokolwiek chcę, poza tym wskazówką było mi jedynie Google, a w Pradze miałem lokal z polecenia. 

Praga po deszczu

A była nim Havelská Koruna. W Pradze jest raczej drogo i cena dania to jakieś cztery-pięć dyszek + picie, ale nie w Korunie. Jest tam za to dość zabawnie i można się trochę wydurnić, co mi się nawet udało. Ale to z głodu. Przy wejściu dostajemy bowiem karteczkę, której nie wolno nam zgubić, a następnie dochodzimy do miejsca zamawiania, które ostry cień mgły musiał mi przesłonić, bo od razu podbiłem do pana za nalewakami z piwem. Pan odesłał mnie do okienka numer jeden, a tam wielka pani w fartuchu i białej czapce grzecznie spytała 'czego... sobie życzę'. Ok, tak serio to była bardzo miła, tylko o tej porze mało co już było. W Havelskiej Korunie nie ma bowiem menu na stołach, ani żadnej obsługi kelnerskiej. To coś jak bar mleczny, gdzie najpierw podaje się numerek dania, które chwilę potem wjeżdża na ladę obok z krzykiem podawacza, że gotowe, a potem idzie się właśnie do pana za nalewakami po na przykład piwko. I w jednym i w drugim miejscu wpisują nam na tę karteczkę to co zamówiliśmy, ale te numery nie odpowiadają ani temu, co widać na planszach, ani cenom. Karteczkę potem oddajemy pani przy wyjściu i płacimy tyle ile zażąda. Przedziwny system. Mimo wszystko działa, a ludzie walą tam od rana do wieczora, bo jedzenie jest naprawdę bardzo dobre. Nie wiem jak z wege, nie mówiąc już o kuchni wegańskiej, ale podejrzewam, że tradycyjna kuchnia czeska w ogóle nie uwzględnia czegoś takiego.

Václavské náměstí - Plac Wacława, Praga

Cele i plany na ten dzień już mi się skończyły, więc pozostałą część dnia spędziłem pomiędzy Starym Miastem, a Placem Wacława. Chodziłem z aparatem w tę i we w tę i nawet nie zauważyłem kiedy minąłem lokalne biuro swojej korpo. W niedzielę wieczór raczej nikt nawet nie myślał, by tam być, ale i tak szkoda, bo następnego ranka mógłbym nieszczęśnikom chociaż pomachać. No to następnym razem. Zrobiłem zakupy, spojrzałem na Plac Wacława spod Muzeum Narodowego, zaszedłem nad Wełtawę i pokręciłem się przy Bramie Prochowej skąd zmierzch zabrał mnie do spokojnego i cichego już hostelu. Tej nocy ze snem nie miałem już problemów.

---

Na samolot nie musiałem się spieszyć, bo ten odlatywał gdzieś popołudniu, ale i tak wyszedłem przed dziewiątą, gdyż chciałem w końcu zobaczyć pusty Most Karola. Warunki ku temu były idealne; poranek, poniedziałek i chujowa pogoda. Mżawka; kto w okularach ten zrozumie. I faktycznie, symbol Pragi był niemal pusty. Ktoś przemykał z parasolem, ktoś inny jechał rowerem, tam ktoś robił zdjęcia, ale poza tym pusto. Pusto i... ponuro. Wciąż pięknie, ale jednak ponuro. 

Most Karola w poniedziałkowy poranek, Praga

Przemknąłem powolnym krokiem ku drugiemu brzegowi i dzielnicy wąskich uliczek Malá Strana. Myślałem, że tam coś znajdę na śniadanie, lecz odbijałem się od jednego zamkniętego lokalu do drugiego i w końcu wróciłem innym mostem ku stacji metra Staroměstská. Tam znalazłem bardzo przytulną kafejkę - Liberica Cafe się nazywała i którą bardzo polecam na chłodne, kwietniowe poniedziałki.

Ulica Míšeňská, Malá Strana, Praga

Na większe zwiedzanie nie miałem czasu, ale też specjalnie nie chciało mi się pchać do tych wszystkich must see po raz kolejny, więc po chwili namysłu w spacerowym tempie poszedłem do parku na wzgórzu, gdzie stoi ogromny metronom. Internet mówi, że od czasu do czasu go włączają, jednak nie w tamten poniedziałek. Ciekawostka tu jest taka, że ten największy na świecie metronom stanął w miejscu, gdzie wcześniej znajdował się największy pomnik Stalina. Nie dotrwał jednak nawet 'Praskiej Wiosny', gdyż wysadzono go jesienią 1962 roku. 

Praska panorama

Patrząc na panoramę stolicy Czech zacząłem planować powrót. Mówiłem, że tej Pragi wiele nie będzie. Krętą ulicą Chotkovą zszedłem ku stacji metra Malostranská, jednak nim wpakowałem się do kolejki zdecydowałem, że jeszcze przejdę się wokół i tak odkryłem schowany za stacją przepiękny, wczesnobarokowy Ogród Wallensteina (Valdštejnská zahrada). 

Ogród Wallensteina, Praga

Powstał w latach 1623-1629 wraz z Pałacem Wallensteina, który dziś jest siedzibą czeskiego senatu, a tworzą go symetryczne alejki z równo przystrzyżonych żywopłotów, masa rzeźb i całkiem spora fontanna, której pilnuje para rozkrzyczanych pawi. Przyjemne miejsce w samym centrum Malej Strany, ale tak schowane, że bardzo łatwo je pominąć. Park jest ogólnodostępny od początku kwietnia do końca października do godziny 19:00. To tak ku pamięci, bo warto zajrzeć, zwłaszcza kiedy właśnie przychodzi nam żegnać się z tym fascynującym miastem.

Tatra T3, tramwaj nie do zdarcia, Praga

Ale, ale... Praga również ma tramwaje. I ma ich dużo. Bardzo dużo. Nie da się tego tematu ot tak pominąć, sory. Praska sieć tramwajowa to przeszło 130 lat historii, 142 kilometry tras, 600 przystanków i ponad 800 wagonów, z czego połowa to klasyczne Tatry T3. Tramwajem w Pradze dotrzemy więc prawie wszędzie, a tam, gdzie jednak nie, to dojedziemy metrem lub od biedy autobusem. Trolejbusów nie liczę, bo ten system jeszcze jest w trakcie odbudowy, ale gdzieś tam można już dojechać. Katowicki raper Miuosh deklamował kiedyś, że 'nie ma tramwaju, za którym nikt nie biegnie', niemniej w Pradze ta śmiała teza może nie znaleźć potwierdzenia, gdyż tramwaje jeżdżą jeden za drugim. Ale to nie oznacza, że jest idealnie, to jednak nie Wiedeń czy Berlin, lecz wciąż praska komunikacja zdaje się być bardzo wydajna. Na tyle, że dojazd ze stacji metra Malostranská na lotnisko zajął mi dwadzieścia minut. Co prawda nie tramwajem, ale cóż... napisałem, że idealnie nie jest.

--- Juriuszowi ---

 

Poniżej kilka dodatkowych zdjęć

Pilzno. W tle Czarna Wieża z XVI wieku

Pilzno i świetny neon

pilzneńskie trolejbusy


klasyczek - Plac Wacława, Praga

inny klasyczek - Most Karola i Hradczany, Praga

Praga
A, no i jebać putina.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Portugalia cz. 3 - Madera: Funchal i południe

Anglia: Newcastle, Zamek Warkworth

Anglia: Sheffield, Leeds & Manchester