O, Kanada: Niagara Falls

Autobus na dworcu w Niagara Falls

Skoro już jesteśmy w Kanadzie to wcześniej czy później czeka nas wyprawa nad wodospady Niagara. Ok, może to nie aż taka oczywistość czy konieczność, ale przecież głupio nie być. Chyba, że zwiedza się Vancouver, albo daleką północ. Jednak jeśli jesteśmy w Toronto to musimy zdecydować jak się tam dostać. Do wyboru mamy; zorganizowaną wycieczkę, Go Transit, pociąg tradycyjny, autobus Greyhound albo Megabus. U mnie padło na tę ostatnią propozycję w cenie 1$ za bilet w jedną i tyle samo w drugą stronę + drugie tyle opłaty za rezerwację. Razem 4$. To oczywiście nie jest cena standardowa, po prostu miałem farta. Fart ten miał jednak swoją cenę: wczesną pobudkę w niedzielę i pominięcie hostelowego śniadania. Dobrze mieć tu na uwadze, że w niedzielę metro startuje dopiero od godziny ósmej i jeśli planujemy jechać gdzieś wcześniej, to trzeba zorientować się w pozostałym transporcie. Tutaj przywołam raz jeszcze stronę toronckiego publicznego transportu. By dojść do tras i rozkładów trzeba tam trochę poklikać, ale kiedy już to ogarniemy to mamy bardzo pomocne narzędzie, gdy nagle się okazuje, że metro jeszcze śpi, kiedy my już nie.

Empire Building, okolice dworca w Niagara Falls

Podróż z Toronto do wodospadów trwa niecałe dwie godziny i kończy się przy terminalu autobusowym w Niagara Falls. Stamtąd do głównej atrakcji zostaje nam jeszcze około dwukilometrowy spacer wzdłuż drogi lub przez miasteczko. Okolice dworca są mało reprezentacyjne i raczej nawet odstręczające. W ogóle nie przywodzą na myśl miejsca, do którego przyjeżdżają setki tysięcy, jak nie miliony, turystów rocznie. Tuż obok wita nas bowiem opuszczony od wielu lat Empire Building z końca XIX wieku. Kiedyś był tu bank, potem ponoć antyki i księgarnia, a później nie znalazł już najemcy i od około trzydziestu lat stoi pusty. Kilka lat temu były plany na jego zagospodarowanie, ale jak widać nie wypaliły. Jednak im dalej w miasteczko i ku wodospadom tym lepiej. Domy robią się ładniejsze, dzielnice bogatsze, a my w końcu dochodzimy do mostu (Rainbow Bridge) łączącego Kanadę z USA. Ta betonowa konstrukcja została otwarta w listopadzie 1941 roku zastępując tym samym stary most (Honeymoon Bridge), który w roku 1938 pod naporem lodu runął był. Według tego co podaje Wikipedia to nawet miał do tego prawo, bo tego lodu było ponad 30 metrów.

Rainbow Bridge z dzwonnicą widoczną po lewej

Sześć lat po jego otwarciu, czyli w roku 1947, po stronie kanadyjskiej dobudowano 50 metrową dzwonnicę - The Carillon Bell Tower. Wewnątrz znajduje się 55 różnej wielkości dzwonów, które cztery razy dziennie wybijają melodię niosącą się po okolicach. Do początku XXI wieku dzwony były sterowane ręcznie, ale kiedy osoba uprawniona poszła na emeryturę proces zautomatyzowano. Ponadto w roku 1953 zarówno wieża, jak i pewna konkretna melodia, odegrały znaczącą rolę w filmie 'Niagara' z Marilyn Monroe w roli głównej. Aczkolwiek sama aktorka mogła później nie mieć najlepszych skojarzeń z tą konstrukcją. Z fabuły nic już więcej nie zdradzę i odsyłam Was do filmu. Warto go zobaczyć nie tylko dla pięknej Marilyn (oraz wcale nie gorszej Jean Peters) i cudownych plenerów, ale również dlatego, bo to ciekawy przykład filmu końca epoki film-noir w amerykańskiej kinematografii.

Wodospady Niagara

I to już. Jesteśmy na miejscu. Będąc pod mostem wodospady mamy właściwie na wyciągnięcie ręki. Kawałek dalej znajdziemy centrum obsługi turystycznej i możemy zacząć zapoznawać się z ofertą proponowanych nam atrakcji. Sam wybrałem tylko wycieczkę statkiem pod wodospady. I tu ciekawostka - taki rejs statkiem jest nie tylko najpopularniejszą atrakcją Kanady, ale i najstarszą atrakcją kontynentu w ogóle. Pierwsze stateczki, wtedy oczywiście parowe, zaczęły pływać po rzece już w roku 1846. W początkowych latach był to po prostu prom, który pozwalał ludziom przedostać się z jednej strony rzeki na drugą (a także aż do Toronto, wtedy York), lecz już kilka lat później, po otwarciu przeprawy drogowej, promy zamieniły się w atrakcję turystyczną. Pierwszy taki statek nosił nazwę Maid of the Mist, do której Amerykanie tak się przywiązali, że została do dziś. Obecnie po rzece pływają statki Maid of the Mist VI i Maid of the Mist VII, a dla przykładu we wspomnianym wcześniej filmie widzimy Maid of the Mist no. 2. Podczas gdy po stronie amerykańskiej historia i tradycja trwają nadal, to w roku 2013 - po 167 latach - strona kanadyjska zmieniła operatora wycieczek na Hornblower Cruise. Firmę z San Francisco. Dla nas - turystów - nie ma to żadnego znaczenia, ale dla mieszkańców Niagara Falls, tych z jednej i drugiej strony granicy, pewnie ma.

Maid of the Mist przy wodospadzie

Bilet na zwykły rejs kosztuje 19,95$, czyli w rzeczywistości około 22,50$. Możemy go kupić w kasie lub automacie, lecz te mogą nie przyjmować naszych kart. Próbowałem z dwiema i obie odrzucił, więc musiałem ustawić się w kolejce kasy, gdzie już szczęśliwie problemu nie było. Następnie schodzimy ku brzegowi gdzie dostaniemy różową pelerynę. Tak już sobie wymyślili - po stronie amerykańskiej mają niebieskie, po stronie kanadyjskiej różowe. Ale widziałem też zielone i żółte. To chyba zależy na jaką atrakcję wykupi się bilet. Na dole musimy jeszcze odstać swoje w kolejce do statku i możemy wsiadać. Taka wskazówka - najlepiej zająć miejsce po prawej stronie na dole i kierować się na dziób - mamy tam moim zdaniem najlepsze widoki podczas podróży do wodospadu i w razie czego jest się gdzie schować, gdy już się ma dość ciągle zalewającej nas wody.
 
płyniemy!

Nie ma sensu też przesadzać ze zdjęciami - nie bardzo jest jak je robić (może jednak u góry było lepiej?), ludzi wokół mnóstwo, woda leje się zewsząd, no a poza tym wizyta pod samym wodospadem to całkiem ciekawe doświadczenie i nie ma sensu marnować go na patrzenie w obiektyw czy ekran tworząc marnej jakości pamiątkę, do której i tak nigdy się nie zajrzy. Całość trwa około 20 minut, ale jeśli komuś mało, to za 35$ (+tax) organizowane są wieczorne rejsy, które trwają dwa razy dłużej i wszystko wokół ma dużo ładniejszą otoczkę - przede wszystkim wodospady są podświetlone. Dodatkowo, jak donosi ulotka, na promie jest bar, gdyby widoki nas znużyły.

Ogrom tandety, believe it or not

Jeśli jednak ktoś woli inaczej poznawać Niagara Falls to może wykupić bilety na pozostałe atrakcje - np. na zjazd po linie wzdłuż wybrzeża, wycieczkę za wodospad (tam widziałem zielone pelerynki) lub nawet lot helikopterem. To zapewne najdroższa sprawa, ale i widoki najlepsze. Eh, trochę teraz żałuję, że nie poszedłem za ten wodospad - istotna akcja filmu z Marilyn toczy się właśnie tam.

Miasto ma także swoją wieżę widokową z restauracją, która według reklam i ulotek zapewnia świetny widok na okolicę (make sure you bring your camera!), ale za cenę 15$ (+oczywiście podatki). Nie zachęcili mnie. Z ciekawszych rzeczy zostają Niagara History Museum oraz ... AquaPark - Waves Indoor Waterpark. Pierwotnie miałem go nawet w planach, ale w rzeczywistości pod względem zajętego czasu nie miałoby to dla mnie żadnego sensu. Wolałem zrobić sobie wycieczkę po mieście no i w końcu coś zjeść. I tutaj robi się już trudno, gdyż najbliższe okolice rzeki są podporządkowane tylko i wyłącznie turystom i to tym, którzy nie wymagają za wiele albo po prostu mają ze sobą dzieci. Niagara Falls poza wodospadami to jeden wielki lunapark, gdzie na jednej ulicy minąłem aż trzy domy strachów i jednego dinozaura. Natomiast ceny w restauracjach osiągają górne limity i tylko wszystkim znane sieciówki są rozsądnym wyborem. Na szczęście są też sklepy spożywcze, chociaż też nie za wiele.

Dominion Public Building, były budynek poczty oraz policji

Niedaleko dworca, na rogu ulic Park i Zimmermann (dokładnie pod adresem 4177 Park Street, Niagara Falls), uwagę przykuwa duży, zupełnie opuszczony i zabity dechami murowany dom. Szperając chwilę po necie dowiedziałem się, że jest to tamtejszy zabytek - Dominion Public Building. Zbudowano go w roku 1885 i aż do 1952 służył jako urząd celny oraz siedziba poczty (trochę krócej, bo do 1930). Następnie wprowadziła się tam miejska policja i mniej więcej w tym samym czasie zwiedzała go Marilyn Monroe podczas kręcenia 'Niagary'. Budynek grał tam właśnie posterunek policji (ale tak naprawdę tylko kostnicę). W roku 1976 policja przeprowadziła się do nowej siedziby, a budynek został zamknięty. Dwa lata później wpisano go co prawda na listę zabytków, ale to tyle z wyróżnień. Nie znalazłem już żadnych informacji, które wskazywałyby na kolejnych najemców, możliwym więc jest, że od czterdziestu lat dom stoi zupełnie pusty. Chciałoby się tu dodać 'i zapomniany', ale na szczęście tak nie jest. Nieruchomość ma swojego właściciela, który nie ma jeszcze sprecyzowanych planów wobec jej dalszych losów. Być może uda się tu stworzyć muzeum, jednak w tej chwili największą przeszkodą ku temu jest opłakany stan budynku. Podczas gdy stał pusty przydarzył mu się pożar, który wytrawił wewnątrz wszystko co drewniane, wiec i podłogi. Jedyne co zostało to oryginalne cele dla więźniów. Kolejną rzeczą jest położenie - budynek stoi bowiem trochę na uboczu, więc każda większa inwestycja byłaby tu sporym ryzykiem. Może jednak nadejdą lepsze czasy. Zawsze można tu zrobić kolejny nawiedzony dom. Z tą różnicą, że w tym podobno naprawdę straszy.

W Niagara Falls nie warto spędzać całego dnia. Google, wiki i masa blogów twierdzi, że popołudnie przyjemniej spędzimy w leżącym na północ miasteczku Niagara-on-the-Lake. Ja go odwiedzić nie zdążyłem i Wam tego nie potwierdzę, ale notuję ku pamięci.

Galeria zdjęć z linków znajduje się -> tu oraz oczywiście na Facebooku -> tu.

Komentarze

  1. Ładnie Ci w różowym. :)
    Takie mam wrażenie po kolejnym wpisie z Kanady, że nie dbają tam o stare budynki. Coś się sypie to się rozsypie i zbudują nowe. Taka pewnie specyfika Ameryki.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Portugalia cz. 3 - Madera: Funchal i południe

Anglia: Newcastle, Zamek Warkworth

Anglia: Sheffield, Leeds & Manchester