Jesteśmy w Polsce - Radom i dlaczego jest Radomiem


Internet odkrył Radom w grudniu 2012 roku po akcji 'chytrej baby', która podczas miejskiej wigilii zagarnęła dla siebie trzy butelki napoju 3 Cytryny. Potem wyszło, że jedna była dla kogoś z tyłu, a druga dla osoby, która nie mogła przyjść, ale kto by w to wnikał. Chytra baba zabrała trzy i koniec. Mimo wszystko idea wspólnej wigilii trochę tam wtedy upadła, abstrahując już nawet od naszej bohaterki. Miasto już wcześniej nie miało najlepszego PRu, z czego zresztą chętnie korzystały różne przaśne kabarety, ale to wtedy właśnie Radom stał synonimem obciachu i Radomiem, z którego można się nabijać. Potęga Internetu sprawiła, że Wąchocka już nikt nie kojarzy, a żarty o Sosnowcu znają tylko ci, którzy albo są ze Śląska albo mają tam znajomych. Zresztą mój ulubiony to: dlaczego w Katowicach mieszkania na najwyższych piętrach są najtańsze? Bo widać z nich Sosnowiec (hohohoh).

Dla mnie Radom od zawsze po prostu był i nie kojarzył się z niczym ani dobrym ani złym. Niewiele też o nim wiedziałem, może coś z historii najnowszej oraz, że jest jednym ze starszych miast w Polsce, ale to tyle. Kilka lat temu, z osiem będzie, trochę więcej światła na Radom rzuciła pochodząca stamtąd nowo poznana koleżanka. Według jej zeznań do Radomia absolutnie nie ma po co jechać, a przy Rynku godne spojrzenia są tylko domy Gąski i Esterki, bo stare. Poza tym to miasto, z którego raczej się wyjeżdża niż do niego podróżuje. To były czasy kiedy w głowie kiełkował mi już plan zobaczenia wszystkich byłych miast wojewódzkich i Radom, rzecz jasna, znajdował się na trasie. Nie był jednak żadnym priorytetem, a ja sam ten plan miałem raczej w proszku niż go faktycznie wdrażałem. Poza tym z Krakowa do Radomia wciąż trudno było się dostać - ok, pociąg był, ale w takich godzinach, że wyjazd na jeden dzień był trudny do wykonania. Dziś zresztą nie jest lepiej.

Skąd zatem pomysł wycieczki do Radomia akurat teraz? To proste - stamtąd miałem lot do Lwowa. 

Ale spokojnie, heheszki na bok. Takich lotnisk, z których nic nie lata od nowości jest w Europie znacznie więcej. O nich może pod koniec wpisu. Natomiast to będę miał do portfolio. Jednak najpierw musiałem się do tego Radomia dostać - i znów rękę wyciągnął PolskiBus. Pociąg byłby oczywiście szybszy, ale bezpośredni znalazłem tylko jeden, gdzieś po 5. rano, a potem już tylko z przesiadkami w Kielcach. Nie, dzięki.

Dworzec kolejowy w Radomiu

PolskiBus wysadził mnie na radomskim dworcu autobusowym kilka minut po dziesiątej rano. Jaki jest dworzec w Radomiu? Normalny. Wiata, kilka stanowisk i niewielki budynek z kasami i poczekalnią, którego zdjęcie wkleiłem powyżej. Może nie jest pięknie, ale gdzie niby jest? Na pewno jest lepiej niż na przykład w Nowym Sączu czy Warszawie, która do dziś jako takiego spójnego dworca autobusowego nie ma. Niby jest to klepisko przy dworcu zachodnim, ale lepiej udawać, że go tam nie ma. Zwłaszcza budynku stojącego obok. W Radomiu nawet to jakoś wygląda, chociaż w porze mokrej droga przed budynkiem zamienia się w jezioro. Kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się dworzec kolejowy. Do Radomia kolej dojechała w latach 80' XIX wieku i wtedy też powstał obecny budynek dworca. Wiadomo, tam gdzie pojawiała się kolej, tam też pojawiała się szansa na rozwój i Radom bynajmniej jej nie przespał.

Ulica Piłsudskiego

Czasu miałem mnóstwo, więc wolnym krokiem poszedłem w kierunku Śródmieścia i Miasta Kazimierzowskiego, najpierw ulicą Traugutta, a potem Piłsudskiego. Ta pierwsza jest bardzo zwyczajna; zwykłe kamienice, sklepy, punkt lotto, monopol, natomiast Piłsudskiego to już ładna brukowana aleja, wzdłuż której stoją kamienice z przełomu XIX i XX wieku. Ulicę kończy Plac Konstytucji 3 Maja i znajdująca się w jego centrum była cerkiew św. Mikołaja, dziś Kościół garnizonowy św. Stanisława Biskupa. Obszedłem świątynię i znalazłem się na reprezentacyjnym deptaku Radomia, ulicy Żeromskiego. Rozglądam się wokół - na razie jest naprawdę nieźle. Ławeczki, kwietniki, drzewka. Wziąłem poprawkę na luty - no, ładnie. Ok, widziałem też kilka odrapanych i pustych kamienic, ale w Krakowie obok Rynku też są i wcale nie wyglądają lepiej.

Pusta ulica Żeromskiego

Niedzielne przedpołudnie w Radomiu było ciche i spokojne, a ulice puste. Wszyscy byli w kościołach albo jeszcze spali. Szedłem więc powoli i rozglądałem się w lewo i prawo szukając przy okazji jakiegoś miłego miejsca, w którym potem mógłbym posiedzieć i się rozgrzać. Z akcentem na potem - przed godziną 12 większość lokali jest jeszcze zamknięta. W okolicach Placu Kazimierza Wielkiego ulica Żeromskiego przechodzi w Rwańską i nią dojdziemy już do samego Rynku. W tym miejscu też Śródmieście przechodzi w historyczne Miasto Kazimierzowskie lokowane przez, i tu bez niespodzianki, Kazimierza Wielkiego. Minąłem pomnik Marii i Lecha Kaczyńskich i krajobraz zaczął się zmieniać. Już wcześniej zauważyłem, że im bliżej Rynku jestem, tym stan kamienic jest gorszy.
Neon na kamienicy z adresem Żeromskiego 4

Moją uwagę przykuła kamienica pod adresem Żeromskiego 4. Według przytwierdzonej do fasady tabliczki jest to zabytek liczący ponad 140 lat i niestety na tyle właśnie wygląda. Kamienica jest w kiepskim stanie i jedynym śladem niedalekiej bytności człowieka jest niegdyś piękny neon sklepu spożywczego Kasia. Dziś niestety zjadany przez czas i grzyb. Sklep zniknął z mapy Radomia około roku 2008 i od tamtego czasu zarówno on jak i cała kamienica niszczeją sobie spokojnie. Plota znaleziona w Internecie głosi, że właściciel wymówił umowę najemcom, bo jakiś bank obiecał mu więcej hajsu przy jednoczesnym wyremontowaniu kamienicy. No cóż, teraz już wie, że bankom się nie ufa. Następne kamienice są już przy ulicy Rwańskiej i... co tu się stało? Pierwsze domy jeszcze jakoś wyglądają, jest nawet informacja turystyczna (pn-pt 10-17), potem kościół św. Jana Chrzciciela, ale im dalej tym gorzej. Właściwie za kościołem wszystkie kamienice przy tej ulicy są puste i w stanie, który nie zwiastuje ich odratowania.

Nowy Ratusz przy Rynku

I Rynek. Na lodowisku samotny, smutny pan wycinał ósemki, obok ktoś wchodził w boczną uliczkę targając wielkie siaty, a dalej jakiś starszy pan wyprowadzał na trawnik równie sędziwego psa. Trochę jak w wierszu: 'I nudno, i smutno, i nie ma komu podać ręki.' Pierzeja wschodnia Rynku to wspomniane wyżej ruiny - drzwi zabite deskami, okna zamurowane, a mury podtrzymywane wielkimi belami. Widok StreetView z 2012 pokazuje stan tylko odrobinę lepszy, w kamienicach 14 i 15 są jeszcze okna, które dziś są zabite jakąś dyktą. Pozostałe pierzeje prezentują się już lepiej. Południowa na przykład to tylko trzy domy; dwie kamienice i wielkie muzeum im. Jacka Malczewskiego. Jest to budynek z połowy XVIII wieku i oryginalnie służył jako Kolegium Pijarów.

Domy Gąski i Esterki

Pierzeja zachodnia to kolejne pięć kamienic, z których cztery zostały wyremontowane w ostatnich latach. Do odratowania została jeszcze jedna pod numerem 8. Najlepiej prezentuje się pierzeja północna. To tu są domy Gąski i Esterki, kolejne dwie niedawno odremontowane kamienice i ogromny ratusz, zwany Nowym, zbudowany w połowie XIX wieku. Domy Gąski i Esterki datuje się XV wiek, ale tylko ten pierwszy jest oryginalny. Dom Esterki wysadzili w powietrze wycofujący się Niemcy i dopiero po 10 latach udało się go zrekonstruować na bazie oryginalnych fundamentów. Dziś w obu kamienicach mieści się muzeum sztuki współczesnej.

Spoglądam teraz na swoje zdjęcia oraz na StreetView i widzę, że miasto nie zatrzymało się w miejscu i próbuje ratować co się da. To daje nadzieję, że wkrótce wszystkie okoliczne kamienice odzyskają swój blask, nawet te od wschodniej strony Rynku. Niemniej jeszcze ogrom pracy jest tam do zrobienia. Kamienica w bezpośrednim sąsiedztwie muzeum Malczewskiego również jest w stanie naturalnego rozkładu. Za nią znajdują się kolejne dwie, które wyglądają jeszcze gorzej. Właściwie cała przestrzeń między ulicami Żytnią, Wałową, a Limanowskiego jest do zaorania i postawienia na nowo. Już nawet pomijając stan tych budynków to ich ułożenie jest wbrew jakiemukolwiek porządkowi urbanistycznemu.

Tu były średniowieczne mury okalające Radom

I to jednak razi, gdyż obok znajdują się zrekonstruowane ruiny radomskiego Zamku Królewskiego i średniowiecznych murów z XIV wieku, którymi Radom może się pochwalić. Zrekonstruowane ruiny... to chyba nie ma sensu. Powiedzmy więc, że zrekonstruowane pozostałości. Sama ulica Wałowa parę lat temu przeszła gruntowną rewitalizację i dziś również prezentuje się ładnie. Przynajmniej od strony tych fragmentów murów... druga pierzeja już nie tak bardzo. Poszedłem tą ulicą w stronę Placu Stare Miasto, gdyż znajduje się on po drodze do kolejnej atrakcji Radomia X-wiecznego Grodziska "Piotrówka". Plac Stare Miasto tworzy szpaler domów typu "polska kostka", kościół św. Wacława na środku i kilka starych chałup wokół. Dość przeciętnie. Gorzej wygląda ulica Św. Wacława, zwłaszcza o tej porze roku. Suchą stopą nie przejdziesz, ale tylko tak mogłem dojść do "Piotrówki".

Grodzisko "Piotrówka"

Grodzisko oznaczone jest dużym głazem z płaskorzeźbą, schodkami oraz trzema wysokimi drewnianymi palami z datą 1155, które być może są nawet z tego okresu, bo u dołu są już tak przegniłe, że powali je każda mocniejsza wichura. Wszedłem po schodkach i... no i nic. Teren jest zaniedbany i zdecydowanie za rzadko koszony. Mniej więcej na środku stoi krzyż, do którego prowadzi wąska i błotnista ścieżka. Prawdopodobnie oznacza on miejsce, w którym niegdyś stał kościół Św. Piotra. Jest tam co prawda tablica z opisem, ale tekst wypłowiał już dawno temu i nie dałem rady doczytać. Wokół walają się butelki i inne śmieci i choć szukałem to nie znalazłem niczego na czym mógłbym dłużej zawiesić oko. W lutym byłe grodzisko prezentuje się nadzwyczaj smutno. Pewnie inaczej to wygląda latem, kiedy wokół jest zielono, a jego teren staje się miejscem częstych ognisk, piwkowania i utraty dziewictwa przez miejscowe nastolatki.

Grodzisko "Piotrówka" i ... nic

Bądźmy jednak realistami. Historią w Polsce mało kto się interesuje, chociaż wszyscy chętnie się wypowiadają, zwłaszcza o tej najnowszej, i tak zamierzchłe czasy jak Polska z czasów piastowskich nie są częstym tematem rozmów nad niedzielnym schabowym. Mimo wszystko szkoda, by takie atrakcje się marnowały. No ale... w końcu przecież zostało jakoś oznaczone i nawet znajduje się na turystycznych mapach, tak? No tak, a to już jest naprawdę bardzo dużo. Póki co największe zainteresowanie tematem byłego grodziska wykazali archeolodzy, którzy badali to miejsce parokrotnie. Ostatni raz w latach 2009-2013. Myślę jednak, że utworzenie brukowanej ścieżki do tego krzyża bardzo temu miejscu nie zaszkodzi, podobnie jak postawienie jakichś wandaloodpornych ławeczek to tu to tam. Kosze na śmieci również nie byłyby złym pomysłem, podobnie jak nowa tablica informacyjna pod krzyżem. Niby jest jeszcze jedna przy schodkach, ale to niewiele. Jeśli to jednak przekracza budżet Radomia lub urzędnicy boją się dewastacji, to niech chociaż koszą tam trawę trochę częściej. Chyba, że nie można, w co wątpię. Co ciekawe nie byłem tego dnia jedynym zainteresowanym tym miejscem turystą.

budynek Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, 2017

Wróciłem na ulicę Żeromskiego i do punktu wyjścia przy Placu Konstytucji 3 maja. Niedawno otwarto tam nowy pawilon oraz uporządkowano plac, którego tłem jest były budynek Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego w Radomiu. Na StreetView z roku 2012 wygląda na całkiem zadbany, natomiast obecnie albo przechodzi remont, albo coś w nim tąpnęło. Z tego co wyczytałem to jedno i drugie, bowiem od niedawna nieruchomość ma nowego właściciela, który zobowiązał się tchnąć życie w ten zabytek. Niestety, jak to bywa w tym pięknym kraju nad Wisłą i jest związane z deweloperami, wszystko teraz może stanąć, a całość trafić szlag, bo inwestor zabrał się do tego od dupy strony i teraz ma prokuratora na karku. I dziś na budynku pozbawionym dachu wisi banner 'na sprzedaż/wynajem'. Żywię nadzieję, że tak tego nie zostawią, gdyż byłoby cholernie szkoda, gdyby to jedno z dzieł Marconiego się zmarnowało.

Ławeczka Leszka Kołakowskiego

Bardzo ładnie natomiast prezentuje się pobliski budynek Gmachu Banku Państwa oraz stojący nieco dalej ogromny Pałac Sandomierski z I połowy XIX wieku projektu włoskiego architekta Antonio Corazziego. Ten drugi od początku swojego istnienia był siedzibą jakichś władz, a to wojewódzkich, a to miejskich i tak jest i dziś. Mieści się tam urząd miasta. Vis a vis pałacu ulokowano słusznej powierzchni Park Kościuszki, który nawet pomimo chłodnej lutowej pogody pełny był spacerowiczów. Albo to mieszkańcy wyszli właśnie z mszy odbywającej się w pobliskiej katedrze. Park jest zadbany i ładnie urządzony, chociaż podobno naprawdę piękny był zanim zabrały się za niego władze PRL. Można sobie więc tylko wyobrazić jaki był kiedyś. Dziś zdobi go pomnik Jana Kochanowskiego, obelisk ku czci Kościuszki, muszla koncertowa i jakieś sztuczne ruinki. Zresztą w Radomiu pomniki bardzo lubią i mają kilka niezłych. Na przykład w centralnej części Rynku, na wysokim cokole, stoi odsłonięty w roku 1930, czego świadkiem był sam Józef Piłsudski, Pomnik Czynu Legionów. Nie postał długo, gdyż Niemcy zniszczyli go jako jedną z pierwszych rzeczy po wejściu do miasta. Dopiero w roku 1998 wrócił na swoje miejsce. Natomiast najnowszym dziełem jest ławeczka Leszka Kołakowskiego postawiona w pobliżu kościoła garnizonowego w październiku zeszłego roku. Poza wszystkimi wymienionymi Radom zdobi jeszcze pomnik pamięci dzieci nienarodzonych. Ale ja nic nie mówię.

Resztę pozostałego mi czasu spędziłem w małej kawiarence u zbiegu ulic Żeromskiego i Mickiewicza. Była pierwsza z brzegu i wyglądała na spokojną. Pomijając mnie i panią za ladą, średnia wieku wszystkich gości dochodziła tam do 80. Usiadłem nad herbatą i ciastkiem i zacząłem się zastanawiać - dlaczego Radom jest Radomiem? Na pierwszy rzut oka nie wygląda przecież aż tak źle. Idealnie nie jest, bardzo dobrze też nie... dobrze... no, dobrze to też tak średnio. Ale co ma być to jest. W tym także komunikacja miejska, której autobusy jeżdżą w miarę często i to nawet w niedzielę. Główny punkt przesiadkowy jest pod dworcem kolejowym gdzie znajdziemy nawet automat do sprzedaży biletów (pojedynczy - 3zł). Radom niczym nie różni się od innych miast o podobnej liczbie ludności. Skąd więc ta zła opinia? Że bloki i dresiarnia w czapkach wpierdolkach? A gdzie ich nie ma? W lecie na krakowskich Plantach wszędzie tego pełno i to pomijając już nawet kibolską patologię, chociaż to się najczęściej łączy. Nie inaczej jest we Wrocławiu czy Poznaniu, nie mówiąc już o elemencie warszawskim. Bloki tak samo - Kraków ma Prokocim, Warszawa Ursynów, Wrocław Krzyki, a Gdańsk Stogi. Ale to są  przecież dużo większe miasta, teoretycznie 'te lepsze'.

By odpowiedzieć sobie na te wszystkie pytania trzeba sięgnąć do historii najnowszej. Radom został 'wyzwolony' 16. stycznia 1945 roku i już dziesięć miesięcy później, 30. października, radomska młodzież jako pierwsza dała upust swojej radości z obecności nowego okupanta. Chociaż tak naprawdę oni mieli po prostu za ciemno w szkole. Poszli więc na Żeromskiego i stanęli pod latarniami twierdząc, że skoro w ich szkole nie ma prądu to tylko tak mogą się uczyć. Ktoś im poradził, że o światło trzeba pytać władze miasta, no to poszli do prezydenta. Ten jednak nie pomógł, bo wyzywanie zgromadzonych od bydła i hołoty nie okazało się dobrą strategią. Towarzyszący mu oficer UB miał jeszcze lepszy pomysł, bo zagroził, że jak się dzieciarnia nie rozejdzie, to rozstrzela delegację uczniowską. Doszło do starć z milicją, ale w końcu nikogo nie udało się zatrzymać. Największym beneficjentem zamieszek został tamtejszy szklarz, który miał potem robotę przy domu prezydenta. W tamtych dniach reżim dopiero raczkował, więc wobec nikogo żadnych konsekwencji nie wyciągnięto i nawet szybko oddano prąd. Ta mała manifestacja została niedawno odkopana, ale wciąż mało kto o niej słyszał nawet w samym Radomiu. Co innego wydarzenia z czerwca 1976. O nich każdy pamięta do dziś.
Jeszcze przed II Wojną Światową Radom został włączony do Centralnego Ośrodka Przemysłowego. Powstały tu fabryki i ośrodki kulturalne, dzięki czemu całe miasto przeżywało drugą młodość. Dofinansowanie dostała na przykład Fabryka Broni Łucznik istniejąca w Radomiu już od roku 1922. Po wojnie w mieście powstało wiele kluczowych dla odbudowującego się państwa zakładów pracy i fabryk; Radoskór - na bazie przedwojennej fabryki przedsiębiorstwa Bata, Fabryka Łączników, Fabryka Telefonów Ericsson, Zakłady Tytoniowe no i istniał wspomniany już Łucznik. W Radomiu była praca i było co robić. Wszystko skończyło się po wydarzeniach z 25. czerwca 1976 roku.

Po dziś dzień opinie o tych protestach robotniczych są różne. Niektórzy mówią, że było powstanie przeciwko ustrojowi i władzy, a inni, że po prostu nie było zgody na drastyczne podwyżki żywności, które rząd zapowiedział dzień wcześniej. Jedni mówią, że to była prowokacja, a inni, że spontaniczny zryw. Cóż, ja nie wiem -  wtedy nie było mnie nawet w dalekosiężnych planach, jednak potrafię sobie wyobrazić ten gniew, wewnętrzny sprzeciw i w końcu publiczną reakcję na kolejną podwyżkę cen podstawowych artykułów żywnościowych. To przelało czarkę goryczy i spowodowało, że w ludziach coś pękło. Władza w ciemię bita też nie była i spodziewała się protestów, ale nie w Radomiu i w ramach 'ćwiczeń' wysłała tam tylko niewielką grupkę ZOMOwców. Protestujący robotnicy, a było ich nawet dwa tysiące, przez większość dnia mogli walczyć z małymi grupkami sił porządkowych. Spłonął również budynek partii, z którego wcześniej wyniesiono skitrane tam puszki z szynką. Dopiero milicyjne posiłki, wśród których znaleźli się także prowokatorzy w cywilu, rozpętały w mieście piekiełko. Prowokatorzy rozbijali szyby w sklepach i nakłaniali do grabieży - biała gorączka tłumu była już nie do zatrzymania. Wieczorem rząd wycofał się z podwyżek, a Komitet Centralny z Gierkiem na czele szykował dla radomian najsurowszą karę z możliwych. Postanowiono, że Radom należy zgnoić i obrzydzić. Radom ma zostać zerem. O Radomiu i jego mieszkańcach, o tych warchołach i bandytach, nikt nie będzie mógł powiedzieć dobrego słowa. To musi być atmosfera, prawda, pokazywania na nich, jak na czarne owce - słowa towarzysza Gierka. A im więcej ludzi straci pracę, tym lepiej. W późniejszych dniach rząd organizował 'spontaniczne' manifestacje poparcia dla władzy i ustroju, także w Radomiu, gdzie na stadion Radomiaka spędzono wszystkich robotników, a niektórzy zostali uszczęśliwieni kartkami, z których mieli przeczytać tekst do ogółu, jak oni kochają władzę i jak bardzo przepraszają za ten bandycki element co w mieście narozrabiał. Państwo przestało o to miasto dbać i dobra passa Radomia skończyła się na zawsze. Czynnik psychologiczny również tu zadziałał - Polacy dali władzy spokój na kolejne cztery lata. Wydarzenia kolejnej dekady każdy mniej więcej zna, ale dla Radomia to niczego nie zmieniało. Doczepiona przez komunistyczne władze łatka była nie do ruszenia.
W roku 1996 powstał trzyodcinkowy dokument o wydarzeniach czerwca 1976 roku i ich następstwach. Do obejrzenia na Vimeo -> tu.

Zmiana ustroju i późniejsze przekręty na najwyższych szczeblach władzy spowodowały spustoszenia także i w Radomiu. Część fabryk upadło, a pozostałe zmniejszyły zatrudnienie. Co prawda Łucznik istnieje i dzięki wsparciu państwa radzi sobie nieźle, ale byłe zabudowania Zakładów Metalowych wciąż straszą przy wjeździe do miasta. Radoskór wytrzymał w nowej rzeczywistości tylko 10 lat. Ericsson się przekształcił i działa do dziś, podobnie zakłady tytoniowe, niemniej nie ma mowy o dawnej świetności. W roku 1993 zamknięto kino Odeon, którego budynek dziś straszy na radomskich Glinicach. Brzmi słabo, no ale... z Radomia jest przecież firma Zbyszko, której najlepszą reklamę zrobiła wspomniana na początku 'chytra baba'. Sam co prawda niczego od nich nie kupuje, ale jakoś sobie z tym radzą. Na drugim krańcu miasta niedawno powstała fabryka firmy Fifor produkująca chipsy, która już zdążyła zdobyć 30% rodzimego rynku. Jak kupujecie chipsy w Bied(r)zie, to prawdopodobnie są właśnie stamtąd. Czy zatem w Radomiu jest aż tak źle, że doczepiona przez Gierka łatka 'klasowej pierdoły' wciąż ma rację bytu? Myślę, że nie, chociaż tutaj pracę muszą wykonać sami radomianie, zwłaszcza ci w tamtejszym magistracie, a nie jakiś koleś, który był w Radomiu parę godzin i myśli, że wszystko o tym mieście wie i zna rozwiązanie na wszystkie jego problemy. To co z tego, że warszawka się śmieje? Przecież tam wszyscy są z takich właśnie Radomiów i muszą to sobie jakoś zrekompensować. Bądźmy tu uczciwi - przez idiotyczną i wymuszoną centralizację, która skutkuje zasysaniem biznesu oraz usług przez Warszawę, cała Polska jeszcze długo będzie stać Radomiami. Dla przykładu - kilka dni temu dziesięć projektów z województwa mazowieckiego zyskało dofinansowanie w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko 2014-2020. Wszystkie z Warszawy. Podobno nikt inny się nawet nie zgłosił... Szczegóły -> tu.

Terminal portu lotniczego Radom

Lotnisko. Pojechałem tam autobusem linii 14, bo choć mógłbym tam spokojnie dojść pieszo w mniej niż godzinę, to jednak po co? Pogoda nie ta, ulica Lubelska przyjazna pieszym nie jest, no a autobus zawsze wygodniejszy i może przewiezie mnie przez jakieś dodatkowe atrakcje. No nie przewiózł. Lot miałem o 15:45, ale na miejscu byłem już po godzinie 14. Dłuuugo przed czasem. Wszedłem, rozejrzałem się... pusto. Ale nie pusto w sensie pustawo - nie, zupełnie pusto! Jeszcze nigdy nie byłem na tak wyludnionym lotnisku. Dotychczas najdziwniejszym portem lotniczym, z którego miałem okazję lecieć było Araxos w Patrze na Peloponezie. No to teraz jest to Radom. W kącie terminalu siedział wąsaty pan celnik, który co jakiś czas łypał na mnie okiem, bo byłem tam jedyną obcą postacią, więc pewnie poczuł misję. Chwilę po mnie przyjechała pani z kiosku i jakiś facet, który jedyne co robił to czytał stare gazety rozłożone na stolikach przy mini kawiarence, która zresztą chyba nigdy nie była czynna. Mimo wszystko kawa w młynku była po dekiel. Stoiska do odpraw zamknięte, celnicy się nudzą, pani w kiosku też. Ja ładuję telefon, sprawdzam czy jest Wi-Fi (jest! przez 30 minut) i czytam książkę. Co prawda nie widzę tablicy odlotów (chyba w ogóle nie ma nawet), ale to nie szkodzi. Raczej nic się nie zmieni. Co jakiś czas z głośników idzie formułka o niezostawianiu bagaży bez opieki, a ja się zastanawiam do kogo to mówicie? Do mnie? Na jakąś godzinę przed odlotem pojawili się pierwsi obcy - dwie dziewczyny, potem jeszcze jedna para, za nimi kolejna i jakiś koleś. No to tyle. Odprawiłem się szybko i poszedłem do kontroli bezpieczeństwa, gdzie panowie sprawdzili mnie jak nigdzie indziej, w tym także na ślady narkotyków i pewnie ładunków wybuchowych przy okazji.

Bramki znajdują się od razu za kontrolą. Są tam dwa sklepy wolnocłowe i kolejna mini kawiarnia, oczywiście wszystko ciche i pozamykane. Za to toalety polecam - czysto, cicho, spokojnie, nie ma kolejek i można się skupić. No dobra, nie ma co ukrywać, że tym lotniskiem Radom strzelił sobie w kolano. Kto miał tu zarobić to już zarobił, a Radom został z pustym lotniskiem, na którym ląduje tylko jedna, mała linia lotnicza. Jeszcze! Umowa na loty kończy się jakoś z końcem marca br. i co potem? Coś tam się interesuję i śledzę temat i według mnie władzom lotniska w Radomiu raczej nie uda się ściągnąć żadnego z kluczowych europejskich graczy tj. Ryanair, WizzAir, EasyJet czy Norwegian. Chwilę gościł tam łotewski Air Baltic, ale trasa Radom-Ryga brzmi jeszcze bardziej absurdalnie od Radom-Lwów. Następnie Czech Airlines zaproponował Pragę i nawet trochę polatali, ale po wygaśnięciu umowy linia już nie wróciła. Nic dziwnego. Dziś to lotnisko nie ma potencjału, chociaż dojazd ma naprawdę bardzo dobry, łatwy i szybki. Ale co z tego kiedy nie ma kto latać? Na pocieszenie tylko dodam, że Hiszpania ma co najmniej trzy takie lotniska; Ciudad Real Central Airport na południe od Madrytu, Huesca–Pirineos Airport leżące między Pirenejami, a Saragossą, oraz Castellón–Costa Azahar Airport na północ od Walencji. Ponadto w zeszłym roku opustoszało norweskie lotnisko Rygge, z którego dwa lata temu wracałem do Krakowa. Natomiast już z czystej złośliwości wspomnę jeszcze o wielkim stojącym odłogiem kanadyjskim porcie lotniczym Montreal-Mirabel International Airport zbudowanym z okazji odbywających się w Montrealu Igrzysk Olimpijskich. Kolejny przykład na to, jak bardzo danemu miastu potrzebna jest taka impreza. Ale o tym pisałem już przy okazji notki o Montrealu.

Jak podsumować Radom? Znam lepsze destynacje na luty, nie da się ukryć. Aczkolwiek w lecie to może być naprawdę przyjemne miasto na jednodniowy wypad, popołudniowy spacer po parku Kościuszki, kawę z jednej z wielu knajpek przy ulicy Żeromskiego, czy piwko nad zalewem Borki. Dłuższy pobyt tylko dla chcących Z pewnością nie jest to miasto, które nie ma absolutnie nic do zaoferowania. Zgodzą się ze mną fani twórczości Jacka Malczewskiego, który po pierwsze sam był radomianinem, a po drugie ogrom jego dzieł znajduje się w muzeum jego imienia przy Rynku. Po latach muszę napisać do koleżanki, która zresztą sama mieszka teraz w Warszawie, że Radom wcale nie jest taki najgorszy. Ma swoje problemy, wady i cienie, ale te ma każde miasto, z których niejedno o wiele głębsze i ciemniejsze.

Jeśli ktoś to wszystko przeczytał i tu dotarł to piona i gratuluję. Jeśli jednak tylko przewijał, to nic się nie dzieje i rozumiem. Gdyby jednak nadal ciekawiła Cię historia Radomia to polecam skrót na YouTube, co będzie Cię kosztować 10 minut życia.

Galeria do notki znajduje się -> tu

Komentarze

  1. Radom to dość ciekawe miejsce jako cel podróży. Właśnie się tam wybieram niedługo w celach zawodowych i szukam najlepszej opcji noclegów w Radomiu. Widziałam, że polecane są apartamenty http://penguinrooms.pl/radom. Być może skorzystam z tej oferty, nie ukrywam, że brzmi znacznie ciekawiej niż zwykły hotel.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Portugalia cz. 3 - Madera: Funchal i południe

Anglia: Newcastle, Zamek Warkworth

Anglia: Sheffield, Leeds & Manchester