Anglia: Liverpool


Byłoby kłamstwem, gdybym napisał, że zwiedziłem Liverpool. Tak naprawdę zrobiłem sobie tam baaardzo długi spacer po centrum i jego najbliższych okolicach. Korzystałem przy tym z pięknej, ciepłej i słonecznej pogody, której nie spodziewałem się tam zastać w styczniu. Myślę, że wielu mieszkańców i turystów także, gdyż nawet w środowe wczesne popołudnie ulice, w tym deptak Paradise Street, były zatłoczone spacerowiczami. Deptak ten zaczyna się nietypową bramą, która trochę nijak nie pasuje do nowoczesnej całości niedawno powstałego Liverpool One. Obok jednak mamy wyjaśnienie co to i po co tam jest - to brama do budynku Liverpool Sailors' Home, który stał w tym miejscu do roku 1969 (właściwie do 1974 - wtedy go ostatecznie zburzono). Od roku 1850 mieścił się w nim tani hotel dla marynarzy, którego misją było zapewnienie żeglarzom nie tylko noclegu, ale także rozrywek innych od tych, które normalnie spotykali w dokach. Innymi słowy tam mieli nie zostawiać żadnej żony. Nic więc dziwnego, że biznes upadł. Miejsce po budynku jak i cała okolica dość długo stały nieużywane. Dopiero z początkiem XXI wieku powstał plan zagospodarowania tej przestrzeni i otwarcie jej dla mieszkańców. I tak powstało wielkie centrum rozrywkowo-handlowe Liverpool One. Po części zaprojektowało je to samo biuro co The Gateshead Millennium Bridge, o którym wspomniałem w notce o Newcastle. 

Albert Dock

Sklepy i restauracje na razie mnie nie interesowały, więc poszedłem obejrzeć sobie Albert Dock, który znajduje się w pobliżu. Doki zbudowano w połowie XIX wieku i wówczas były to najnowocześniejsze magazyny portowe w całej Wielkiej Brytanii. Przechowywano w nich najbardziej wartościowe towary jak kość słoniową, herbatę, brandy czy jedwab. Z czasem jednak zaczęto budować coraz to większe statki, których małe doki Alberta nie mogły obsłużyć, co jednak jeszcze nie oznaczało końca doków. Dzięki swojej unikalnej budowie zachowały status magazynów wartościowych towarów. I tak to trwało do II Wojny Światowej kiedy większość istniejących zabudowań oraz niemała część miasta zostały zniszczone przez niemiecką Luftwaffe. Między sierpniem 1940, a styczniem 1942 Niemcy przeprowadzili setki nalotów, których celem był właśnie Liverpool. Szczyt bombardowań przypadł na początek maja 1941, kiedy to niemieckie bomby obróciły zarówno doki jak i miasto w perzynę. Niemym świadkiem tych wydarzeń jest stojąca do dziś wypalona skorupa kościoła św. Łukasza. Obecnie w renowacji. Swoją drogą podczas ostatniego nalotu w styczniu 1942 roku zniszczony został dom, w którym urodził się bratanek Hitlera William. Ale to na marginesie - łączyły ich tylko więzy krwi (z których zresztą w latach 30' bratanek chętnie korzystał).

Doki ostatecznie zamknięto z początkiem lat 70', ale już kilkanaście lat później otwarto je ponownie, już pod zmienioną funkcją. Dziś w Albert Dock znajdują się hotele, apartamenty mieszkalne, ale także restauracje i muzea, w tym także Beatlesów. W roku 2004 całość została wpisana na listę UNESCO.

Wnętrze katedry

W dalszej części spaceru skierowałem się ku górującej nad miastem katedrze. Nie jest to może obowiązkowy do zobaczenia punkt na mapie Liverpoolu, ale ja chciałem podejść i spojrzeć na nią z bliska przy okazji zahaczając o kolejne już angielskie Chinatown. Katedrę można zwiedzić bezpłatnie i w odróżnieniu od świątyni katolickich, zwiedzać można praktycznie całe wnętrze. Niestety na wieżę wstępu nie było, a nie ukrywam, że właśnie na tym zależało mi najbardziej. Ponadto wnętrze zastawione było nakrytymi stołami, gdyż wieczorem miał odbyć się tam uroczysty obiad z okazji jakiejś gali. Według zamieszczonej informacji to normalna procedura, która pozwala zebrać pieniądze na utrzymanie świątyni, dzięki czemu wejście do katedry jest darmowe dla wszystkich. W Polsce to wykracza poza granice wyobraźni, by budynek kościoła mógł służyć czemuś innemu poza mszą. Taki dogmat. Oczami wyobraźni widzę już Onetową wigilię w kościele Mariackim...

The Beatles Story

W pobliżu znajdował się mój hostel, a właściwie schronisko młodzieżowe, więc poszedłem się zameldować i zostawić bety. Młodzież w moim pokoju miała średnio pięćdziesiąt lat i była całkiem przyjacielska. Jak się okazało panowie przyjechali do miasta na mecz Liverpool vs Southampton, który miał się odbyć wieczorem. Już zaczęli planować wyjście w trójkę kiedy im powiedziałem, że ja tu nie na mecz. Byli zaskoczeni... no bo po co pchać się do Liverpoolu jak nie na mecz? Zostawiłem ich z tym i wróciłem do centrum odwiedzić Beatlesów. Do The Beatles Story nie wchodziłem, bo choć ich wielbię, to nie miałem ochoty na oglądanie ich w muzeum. Dla mnie będą żywi na zawsze. Gdyby ktoś jednak bardzo chciał to cena nie jest taka najgorsza - 15£. Poza wystawą Wielką Czwórkę możemy spotkać także przy nabrzeżu. Stoi tam ich pomnik, który odsłoniła siostra Lennona dokładnie 4 grudnia 2015 roku z okazji 50. rocznicy ostatniego koncertu Beatlesów w swoim mieście. Do zrobienia selfie trzeba ustawić się w kolejce.

Do hostelu wróciłem kiedy mecz jeszcze trwał. Zostały mi jeszcze jakieś pojedyncze Funty, więc wymieniłem je na to co oferował hostelowy bar i zatraciłem się w książce. Bar był ogólnie dostępny dla wszystkich i miejsca vis a vis mnie zajęło dwóch kolejnych entuzjastów piłki kopanej, którzy przez większość czasu próbowali wyszukać w Internecie jakiś przyswajalny streaming online. Udało im się znaleźć jeden z polskim komentarzem, ale nie potrafili go zdzierżyć. Bardzo mnie to nie zdziwiło. To, że uznali go za rosyjski zresztą też. Miałem ich wyprowadzić z błędu, że to nie rosyjski a polski, że przecież różnica w słowach, dźwięczności i akcencie ogromna, ale z drugiej strony po co? Jeszcze będą chcieli rozmawiać. Zresztą szybko zmienili na jakiś inny, bardziej przyswajalny komentarz. I dobrze. Jak już oglądam jakiś mecz podczas mistrzostw Europy czy świata to próbuję znaleźć relację bez polskiego komentarza, bo naszych orłów nie da się słuchać. Ok, mają doświadczenie, dykcję i ogromną wiedzę, ale po tyle tego gadania? Ja chcę oglądać mecz, a nie słuchać niekończącego się słowotoku, że jakiś Mariusz w roku 2008 strzelił niezapomnianego gola, a cztery lata później siedział na ławce rezerwowych, no a dziś gra gdzieś w trzeciej lidze portugalskiej. I gdzieś pomiędzy tym bełkotem usłyszymy 'o, gol, piękny, co za atmosfera na trybunach, szkoda, że państwa tu nie ma'. W każdym razie Liverpool poległ 0:1. I to jakoś w ostatnich minutach.

Liverpool

Nie chciałem gnić w hostelu kiedy następnego dnia czekał na mnie lot do Polski, więc wróciłem na dworzec autobusowy kupić bilet na lotnisko Lennona (2 funty z hakiem, można kupić w automacie, ale nie trzeba, można też u kierowcy) i do późnego wieczora spacerowałem po centrum i chłonąłem Liverpool. Chciałem zabrać z sobą jak najwięcej z tego miasta, gdyż z całej tej angielskiej wycieczki tylko Liverpool naprawdę mnie urzekł. Newcastle było rzeczywiście ładne i atrakcyjne, w Sheffield niewiele jest do zobaczenia, natomiast w Leeds byłem za krótko, by móc coś więcej powiedzieć. Manchester jest w porządku, ale jednak trochę mnie rozczarował, podobnie zresztą Blackpool, ale tam akurat niczego spektakularnego się nie spodziewałem poza starymi tramwajami, których przecież nie było. Nie żałuję żadnej wizyty, ale tylko do Liverpoolu chciałbym tak naprawdę wrócić i bardziej je poznać. Może to też kwestia słonecznej pogody, która zmienia nastawienie nawet do najgorszej dziury, ale to chyba też nie to. Liverpool zwyczajnie ma w sobie to coś, które sprawia, że chce się wrócić. Albo to po prostu Beatlesi, ich muzyka i mój wielki sentyment.

Galeria do notki i całej angielskiej wycieczki znajduje się -> tu

Komentarze

  1. Szkoda, że liczba połączeń do Anglii nie idzie w parze z jej atrakcyjnością. Gdy się w końcu tam wybiorę to najchętniej poszedłbym na mecz :P Mam wrażenie, że Londyn wysysa wszystko co najlepsze z całych Wysp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E nie, Anglia ma masę atrakcji i ciekawych miast. Np. Bath.

      Usuń
  2. Mieszkam w Liverpool od roku , nie ma za bardzo co tu robić. Jedynie co dla mnie jest pozytywna stroną to, to że parenascie minut od centrum autobusem można znaleść się nad morzem ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba każde miasto staje się po jakimś czasie nudne. Oczy turysty jednak widzą inaczej :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Portugalia cz. 3 - Madera: Funchal i południe

Anglia: Newcastle, Zamek Warkworth

Anglia: Sheffield, Leeds & Manchester