Posty

Tunezja - cz.1: Kartagina & Tunis

Obraz
Pamięta ktoś jeszcze wiosnę 2023? Trochę się ociągała z nadejściem, fakt, ale jak już przyszła to eksplodowała zielenią właściwie z dnia na dzień. Korzystaliśmy z Anią z pogody ile się dało i tak w drugiej połowie kwietnia siedzieliśmy w miejscu o nazwie Bon Bon Boutique w Podgórzu kiedy napisał Piotrek z pytaniem, czy lecimy do Tunezji za sześć stów . O, Tunezja mówisz? Lufthansą do tego? Przekonał. Kraj ten co prawda kojarzy nam się głównie z all inclusive na Dżerbie, a nie z wycieczkami na własną rękę, lecz raz - taniej nie będzie, to dwa - wiosną każdy spragniony jest przygód. Okej, kupuj! Tyle, że termin był dopiero na październik... i nim wylecieliśmy zdążyliśmy dwa razy o tej Tunezji zapomnieć. Lufthansa to co prawda nie low-cost, lecz we Frankfurcie i tak nieco się pospinaliśmy, bo planowe pięćdziesiąt minut na przesiadkę na tym wielkim lotnisku to wcale nie tak dużo. Szczęśliwie udało nam się dobiec do bramki na czas i zgodnie z planem zameldowaliśmy się w Tunisie niecałe dw

Było - Jest: Eger

Obraz
Nie pamiętam już co dokładnie latem roku 2007 przyciągnęło mnie do tego niewielkiego miasta leżącego na północy Węgier. Czy to było wino? Czy raczej najdalej na północ wysunięty osmański minaret? Czy może jednak wino? Tego już się nie dowiemy. W każdym razie Eger najwidoczniej nie zdobył wtedy mojego serca, bo choć zdjęć stamtąd mam całkiem sporo, to niewiele szczegółów zostało mi w pamięci. W opisie tamtej wycieczki, który popełniłem zaraz po powrocie również nie ma żadnych konkretów - ot, byłem, widziałem, tyle. I w zasadzie od tamtego czasu Eger zawsze był daleko od moich szlaków, niemniej w tym roku w paru miejscach mi wypłynął i pomyślałem, że skoro zupełnym przypadkiem będę ponownie w Liptowskim Mikułaszu, to nic nie stoi na przeszkodzie, by przypomnieć sobie i Eger. Dość fajnie mi się składało, bo akurat zbliżał się przedłużony weekend, który sprezentowała mi firma, a ja bardzo chciałem się gdzieś wyrwać. Ryanair z Krakowa do Budapesztu już niestety nie lata, więc na dojazd do

Było - Jest: Liptowski Mikułasz

Obraz
Jaka inflacja? Jaka pandemia? Jaka wojna? Jakie 14000 zł za metr? Wstawaj Adam! Jest lipiec 2006, pakuj słowackie Korony, gacie na basen i buty w góry, a ja czekam w Seicento pod blokiem! Dacie wiarę, że on przyjechał o 5:30? Dziś prawdopodobnie kazałbym mu spadać i wrócić za 2 godziny minimum... po czym pewnie i tak bym wstał, bo by mi było szkoda nie. Wyjazd do Liptowskiego Mikułaszu w tamte gorące i suche wakacje, te, w które rząd modlił się w Sejmie o deszcz, był bardzo spontaniczny. Wszystko, łącznie z noclegiem, kombinowane było na miejscu. Przygotowanie również było minimalne, natomiast plan prosty - trochę basenów, trochę gór. Finalnie jechała nas wtedy trójka. Tym razem sytuacja była niemal identyczna. W lipcu Ania zagadnęła, że skoro Peter, szwagier, będzie w sierpniu Polsce, to gdyby udało mi się wziąć trochę wolnego, to można by pojechać w trójkę na jakiś camping; albo tu w Polsce albo gdzieś w północnej Słowacji. Peter, oddany fan wszelkich aquaparków, zwłaszcza tego wrocł