Cypr w grudniu

Pod koniec roku 2023 miałem już grzecznie siedzieć i nie rozwalać pieniędzy na lewo i prawo, ale przypomniałem sobie o punkach Wizz, które wciąż zalegały mi na koncie. I wierzcie lub nie, ale odkryłem je na dwa dni przed wygaśnięciem. Nie było tego jakoś bardzo dużo, ale jednak na tyle, że szkoda mi było je tracić. Chwila przed laptopem i znalazłem loty do Larnaki z wylotem w sobotę rano i powrotem w niedzielę wieczorem. Z czasem lepiej trafić się nie da, a ceny tylko prowokowały. I do tego wylot, rzecz jasna, z Krakowa.

Ale, ale... czy w ogóle warto lecieć na Cypr w grudniu? - ktoś zapyta. Ja nie rozumiem pytania... na Cypr warto przecież lecieć o każdej porze roku, bo zawsze znajdzie się coś do roboty. Jak nie plaża, to zabytki, no i jedzenie oczywiście. Są jednak miesiące bardziej wilgotne od innych i grudzień właśnie takim miesiącem jest. Planując Cypr zimą trzeba więc mieć gdzieś z tyłu głowy myśl, że zmokniemy i czeka nas pogodowa ruletka. Mnie się akurat trafiło okno pogodowe. To jest mnie i Piotrkowi z Iloną, bo ich wziąłem sobie na doczepkę.

Larnaka, Cypr

Plan na dwa dni był więc płynny, bo wszystko zależało od pogody. Pierwotnie zakładałem, że jak będzie ładnie, to nie będę kłopotać się dojazdem do centrum, tylko się przejdę zahaczając od razu o Słone Jezioro i Meczet Hala Sultan Tekke. A jak się uda to i spojrzę na flamingi, które owo jezioro ochoczo zasiedlają. To ledwie 6 km do centrum, a rano i tak nigdzie spieszyć się nie trzeba. Z biegiem czasu koncepcja ta jednak upadła i zdecydowaliśmy, że najpierw wpadniemy do Turków z Nikozji na kawkę, a wieczorem wrócimy do Larnaki i wszystko co ta kryje w sobie obejrzymy sobie w niedzielę.

Z lotniska w Larnace do Nikozji można dojechać na dwa sposoby - albo bezpośrednio za 9€, albo kombinując z miejscowym MPK. To drugie obejmowało jednak przesiadki, więc poszliśmy w opcję pierwszą i to był błąd. Pomijam już cenę, ale ten autobus jeździ raz na godzinę i kiedy do odjazdu mamy 15 minut to fajnie, ale kiedy 57 to już mniej. Druga rzecz to ta, że ów przewoźnik nie jedzie na dworzec w Nikozji, tylko ma swój własny na tamtejszym końcu świata, więc czekał nas jeszcze spory spacer wzdłuż ruchliwej arterii. Tyle dobrze, że po drodze udało się wskoczyć w jakiś autobus, który szczęśliwie jechał do centrum. Szczęśliwie, bo nie mieliśmy jak tego sprawdzić - na przystankach rozkładów nie ma, tras nie ma, komunikacji zbiorowej w mapach Google również nie ma. Ku pamięci - bilet jednorazowy to 2,4€ i można płacić u kierowcy.

---

Nikozja pozostaje podzielona na część grecką i turecką od de facto roku 1964, lecz dopiero turecka inwazja z lata 1974 roku przypieczętowała ten stan rzeczy. Pomijając tragizm całej tej sytuacji, z której na ten moment żadnego wyjścia nie ma, wizyta w Nikozji to wyjątkowe doświadczenie poznania dwóch zupełnie różnych od siebie światów, które nie tyle się nie przenikają, jak powiedzmy w Jerozolimie, co są fizycznie od siebie odseparowane drutem kolczastym, opuszczonymi ruinami i kontyngentem wojsk ONZ.

Nikozja Północna, Cypr

W miarę swobodne przejście między tymi dwoma światami istnieje dopiero od wejścia kraju do Unii Europejskiej. W miarę, bo to coś na kształt przejścia granicznego i dokumenty będą nam sprawdzać pogranicznicy zarówno greccy jak i tureccy. Nie wiąże się to jednak z niczym innym. Warto jedynie pamiętać, by jeszcze po stronie greckiej ustawić sobie na sztywno tamtejszą sieć komórkową, bo sieci tureckie nie są objęte roamingiem UE.

Za tym ogródkiem kończy się Nikozja Północna, Cypr

Po odbębnieniu niezbędnych formalności i wymianie 20€ w kantorze rozpoczęliśmy niespieszne spacerowanie po stolicy Cypru Północnego w poszukiwaniu jakiegoś przyjemnego lokalu z kawą. Poranne wstawanie, śniadanie z ręki, lot i wszystko co potem dawało nam się już we znaki. Nie kombinowaliśmy też za bardzo, więc wybraliśmy pierwszą lepszą knajpkę na niewielkim skwerze, który obsiedli również miejscowi grajkowie. Mieli oni zarówno talent jak i zbyt mocno podkręcony głośnik, więc zamiast usiąść w ogródku schowaliśmy się w środku lokalu, bo to jednak było za dużo dźwięków na raz. Kawa po turecku natomiast okazała się być niestety zwykłą zalewajką, ale i tak pozwoliła cieszyć się dniem dłużej.

Nikozja Północna, Cypr

Nie mieliśmy skonkretyzowanych planów, więc snuliśmy się po nikozyjskich uliczkach wypełnionych niedzielnymi turystami i sobotnim gwarem. Co jakiś czas odbijaliśmy się od murów i zasieków i tak doszliśmy do głównej atrakcji, czyli do Büyük Han. Ania, będąca na Cyprze kilka lat wcześniej, również w grudniu zresztą, bardzo polecała odwiedzenie tego miejsca. Jest to bowiem jedna z najstarszych zachowanych budowli osmańskich na Cyprze, która oryginalnie pełniła funkcję karawanseraju, czyli takiego miejsca, że jak szła karawana to miała gdzie się zatrzymać i zregenerować. Po naszemu to będzie zajazd. Dziś jest to głównie atrakcja turystyczna, gdzie można kupić miejscowe pamiątki i wyroby rzemieślnicze, jak rękodzieło, czyli na przykład chusty. Urzeka fakt, że wyroby naprawdę zdają się być miejscowe, chińszczyzny natomiast jest niewiele. Na miejscu jest i oczywiście mini-meczet.

 

Büyük Han, Nikozja Północna, Cypr

My jednak chcieliśmy się udać do innego meczetu - Meczetu Selima - który powstał z przekształcenia na ten cel gotyckiej katedry Św. Zofii. Nie miał ten budynek lekkiego życia, bo najpierw nie mogli go skończyć z powodu albo braku funduszy albo licznych wojen, a jak już go konsekrowano w roku 1326, to przyszło trzęsienie ziemi, a nawet dwa. Jak podniesiono się z tego kataklizmu, odbudowano co zniszczone i wzmocniono konstrukcję, to przyszli Turcy i Katedra Św. Zofii stała się Meczetem Aya Sofia. I jest nim do dziś, lecz teraz nosi nazwę Meczetu Selima, od Selima II, zdobywcy wyspy. Niestety i tym razem nie udało nam się wejść. Dziesięć lat wcześniej byliśmy tam z Piotrkiem za późno i wszystko było już pozamykane, a teraz budowla jest w generalnym remoncie i całość otoczona jest wysokim, blaszanym ogrodzeniem. Jedyne co mi się udało zrobić to takie oto porównanie.

Meczet Selima w roku 2013 i 2023, Nikozja Północna, Cypr

Z Nikozji do Larnaki jest jakaś godzinka drogi, więc nie tak dużo, lecz i tak wypadało wcześniej coś zjeść i padło na jedną z tysiąca restauracyjko-knajpek wzdłuż głównego deptaku starej części tureckiej Nikozji. Dziesięć lat wcześniej również jedliśmy po stronie północnej i tak samo jak wtedy i teraz zawiedzeni nie byliśmy. Nie ma nawet sensu przeglądać Google, czy czytać opinie - wszędzie będzie bardzo podobnie zarówno pod kątem oferty jak i jakości. Ceny zresztą też, tylko lepiej mieć Liry, bo Euro co prawda też przyjmują, ale matematyka nie jest wtedy po naszej stronie. Wspomnę jeszcze o herbacie, bo dostaliśmy na zakończenie - nie wiem jak oni to robią, ale u nich zawsze smakuje najlepiej. To pewnie przez te szklaneczki. Jak już dorobię się większego metrażu i kuchni większej od połowy kurnika to sobie takie kupię.

Nikozja Północna, Cypr

Ostatnią niespodzianką późnego popołudnia w stolicy Cypru, może poza staniem w długiej kolejce na przejściu granicznym, co było zaskoczeniem dla wszystkich obecnych, był tamtejszy Weinachtsmarkt. Rzecz jasna już po stronie greckiej. Niemiec z Austriakiem popłakaliby się ze śmiechu, ale nam akurat było po drodze, bo na żaden inny bożonarodzeniowy jarmark w sezonie bieżącym nie mieliśmy co liczyć. Starania zawsze trzeba docenić, a mieli tam renifery, bałwanki, jakieś jedzenie, słodycze, a nawet grzane wino, którego już jednak nie mieli odwagi podpisać Gluhwein

Weinachtsmarkt po cypryjsku

Osobliwe, ciekawe, oryginalne, podobnie jak przestrzeń, w której to sobie zorganizowali. Wszystko jest tam w miarę nowe i wciąż lśniące i zapewne kosztowało Cypryjczyków niemało, bo za projekt obecnego Placu Wolności odpowiada biuro architektoniczne Zahy Hadid.

Plac Wolności, Nikozja, Cypr

---

Wcześniej napisałem, że jazda z Nikozji do Larnaki trwa godzinkę i faktycznie tak jest, lecz prawdę mówiąc nie umiem powiedzieć jak się jechało, bo kierowca tak podkręcił ogrzewanie w autobusie, że wszystkich odcięło już na rogatkach. Obudziliśmy się gdy przejeżdżaliśmy obok wielkiego diabelskiego młyna i karuzeli żywcem zabranej z jakiegoś francuskiego miasteczka. Bo Larnaka również miała swoje świąteczne dekoracje, a nawet szopkę na plaży. I super, bo to był akurat nasz przystanek. Wieczór wciąż był młody, więc szybko zameldowaliśmy się w wielkim apartamencie z widokiem na morze i by nie tracić czasu wróciliśmy na dół zobaczyć, co się dzieje w niegdysiejszym Kition.

Larnaka, Cypr

A działo się sporo - pomimo, że już od dawna było ciemno to promenada nadal była pełna ludzi, co więcej głównie miejscowych, którzy w końcu mieli trochę tej Larnaki dla siebie. Natomiast takich oczywistych turystów jak my było zdecydowanie mniej. I można to potraktować jako odpowiedź na postawione na początku pytanie czy warto w grudniu wybrać się na Cypr. Mimo wszystko w kolejce do diabelskiego młyna i tak musieliśmy odstać swoje.

Po trzech kółkach na młynie, spacerze wzdłuż promenady aż do tureckiego fortu i ostatnim, acz fenomenalnym kebabie tego dnia, wróciliśmy do apartamentu i zakopaliśmy się w łóżkach. Dzień był długi, a czekał nas kolejny, chociaż już nie tak intensywny.

Larnaka, Cypr

I spędziliśmy go na poznawaniu miasta. Ja znalazłem jakieś stanowisko archeologiczne, które jednak w niedziele okazało się być zamknięte. Może i lepiej, bo zza ogrodzenia nie wyglądało to za bogato, a byliśmy w miarę świeżo po wykopkach w Tunezji, więc bez większego żalu poszliśmy dalej. Nie było w tym snuciu się żadnego planu, po prostu poznawaliśmy miasto po swojemu w bardzo swobodnym i powolnym tempie.

Zaspana Larnaka, Cypr

I chyba tak właśnie powinno się zwiedzać Larnakę, bo sama w sobie jako miasto nie ma wiele do zaoferowania - nie powala ani antykiem, ani nowoczesnością, jest za to pełna hoteli, apartamentowców, restauracji i kawiarń, a w niedzielne, grudniowe przedpołudnie i tak w większości jeszcze śpi.

kot z Larnaki, Cypr

Priorytet jednak był - wspomniane Słone Jezioro i pobliski meczet Hala Sultan Tekke, gdzie pochowana jest ciotka Mahometa, Umm Haram bint Milhan. Można tam dojechać autobusem, przynajmniej według Internetu, lecz poza sezonem nie ma sensu ryzykować, bo my tam żadnego autobusu nie widzieliśmy. Musieliśmy więc wysiąść na przystanku wzdłuż głównej drogi na lotnisko i następnie przekicać przez jezdnię, bo tam zbyt przyjaźnie dla niezmotoryzowanych nie jest. Następnym razem niegłupio więc będzie wypożyczyć na przykład rower.

Słone Jezioro, Cypr

Co się więc nachodziliśmy to nasze, ale piękne widoki wszystko nam wynagrodziły. Zawiodły tylko flamingi, bo ponoć zimą zlatują się ich tam tysiące na najlepsze krewety w okolicy, lecz tym razem było ich może kilkadziesiąt i to bardzo daleko od miejsca, gdzie byliśmy my. Najwidoczniej z tymi krewetami to nie do końca jest prawda.

meczet Hala Sultan Tekke, Larnaka, Cypr

Meczet Hala Sultan Tekke to jedno ze świętych miejsc Islamu i miejscowi muzułmanie oraz ci co tam pielgrzymują traktują to dość poważnie. Architektonicznie to po prostu niewielki meczet w ładnym otoczeniu, wśród palm, zieleni i kotów. Na parkingu kręciło się ich bowiem ze dwadzieścia parę, a pewnie drugie tyle odpoczywało pod dachem. Większość z nich była w zaskakująco dobrym stanie, co przy takim zagęszczeniu kota na metr kwadratowy jest raczej niespotykane. Aczkolwiek spotkałem się już z tym zjawiskiem na Krecie - tam bowiem kotek z naderwanym uszkiem to kotek wysterylizowany, zaszczepiony i zdrowy, natomiast pozostałe to już różnie, lecz przeważnie widać różnicę. Na Cyprze, przynajmniej w tym konkretnym miejscu, zdaje się być podobnie, bo nic tak nie kruszy serca jak chory, bezdomny kotek. Niemniej Internet podaje, że to kropla, bo kotów na wyspie może być nawet milion, a rok 2023 nie był dla nich za łaskawy, gdyż dziesiątkowało je zapalenie otrzewnej wywołane przez nasz koronawirus. Zatem teraz, mądry po fakcie, podaje dalej - nie głaskajcie kotów na Cyprze. Dla ich, nie Waszego dobra.

---

Cóż, mniej więcej tutaj kończy się ten piękny, grudniowy weekend. Pożegnawszy się z kotkami zdążyliśmy jeszcze wrócić do centrum Larnaki na późny obiad - trochę souvlaki, trochę tzatziki, trochę pieczonych ziemniaków - a kiedy przyszła pora, ostatni raz spojrzeliśmy na ginące już w mroku Morze Śródziemne i pojechaliśmy autobusem na lotnisko łapać lot do domu.

To był mój drugi raz na wyspie Afrodyty i w zasadzie znów skupiłem się bardziej na jej południowej części niż tej pod okupacją turecką. No, poza Nikozją. Kiedyś chciałbym odwrócić ten trend, zwłaszcza, że kurs tureckiej Liry tylko zachęca do jej wydawania bez patrzenia na ceny. Ale to może kiedyś. Obecnie bowiem żadne wyjazdy nie rysują się mi nawet na dalekim horyzoncie. Z czym jest mi nawet dobrze...

A poniżej kilka dodatkowych zdjęć;

Nikozja Północna, Cypr

Tu już nikt nie zamieszka, Nikozja Północna, Cypr

Nikozja Północna, Cypr

Larnaka, Cypr

Meczet Hala Sultan Tekke, Larnaka, Cypr

Meczet Hala Sultan Tekke, Larnaka, Cypr

Nowoczesna Larnaka, Cypr

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jesteśmy w Polsce - Tarnów

Portugalia cz. 3 - Madera: Funchal i południe

Anglia: Newcastle, Zamek Warkworth