Jesteśmy w Polsce - Sanok, Krosno

Dziesięć szokujących faktów na temat Sanoka!!
1. Można tam dojechać autobusem,
2. można tam dojechać pociągiem,
3. mieszka tam 0,1% ludności Polski, ~38 tysięcy,
4. w której to liczbie kiedyś zawierał się Zdzisław Beksiński z rodziną,
5. jest też i zamek,
6. no i Rynek oczywiście,
7. za to nie ma i nigdy nie było tramwajów,
8. ... ale je tam produkowano. 
Tyle chyba wystarczy. Google lubi blogowe wyliczanki rzeczy, o których wszyscy wiedzą. Miliard wejść mam już zagwarantowany, więc teraz na poważnie i do rzeczy.

Przede wszystkim - i przyznaję się do tego od razu - głupio mi pisać o miejscach, gdzie byłem tylko chwilę, przejazdem nawet i bez większego zgłębiania się w bebechy miasta, jednak Sanok to na tyle ciekawe miejsce, że chcę o nim napisać te kilka zdań. Bardzo subiektywnie oczywiście. Krosno wyszło przypadkiem, ale dojdę i do tego.

Sanok

Wycieczkę zaplanowałem z Anią i mieliśmy pojechać z samego rana zaraz po śniadaniu, gdzieś po 10. Z przyczyn od nas niezależnych wyjechaliśmy dopiero cztery godziny później, a i tak jeszcze zahaczyliśmy o znajomka w Ciężkowicach, także całość opóźniła się jeszcze bardziej. Bardzo to jednak nie przeszkadzało, bo raz, że aż tak nam się nie spieszyło, no i dwa, bo na wycieczkę jechaliśmy samochodem - najbardziej polskim ze wszystkich, bo Passatem B5 TDI, oczywiście srebrnym kombi. Ale nie ma śmiechu, bo to naprawdę solidny wóz, także nie jest dziwnym, że tyle tego wszędzie. Kolejne opóźnienia zafundowała nam nawigacja według Googla, która nie wiem po co w ogóle jest, bo sens jej korzystania jest chyba tylko na ekspresówkach i autostradach - tam nie wyprowadzi nas na jakieś ściernisko, do tego okrężną drogą. Ok, przydaje się do omijania korków - to na plus. W Sanoku byliśmy więc koło godziny 17. Passerati zostawiliśmy na płatnym parkingu przy Zamku Królewskim i poszliśmy zwiedzać. Już przed wyjazdem odkryłem, że na godziny otwarcia się nie załapiemy, bo w poniedziałki sanockie Muzeum Historyczne, które swoją siedzibę ma właśnie na zamku, zamyka swe wrota już o godzinie 12:00, ale i tak chcieliśmy spróbować. Bo może jednak uznają, że przecież długi weekend, że przecież więcej turystów, że może jednak warto przedłużyć. No jednak nie. Ok, szanuję czas pracy muzealników, ale publiczne muzea nie mogą istnieć sobie same dla siebie. W pozostałe dni godziny otwarcia też nie są lepsze, bo tylko do godziny 17:00. To byłoby tyle z oglądania prac Zdzisława Beksińskiego - obecnie chyba najbardziej znanego sanoczanina. 

Zamek w Sanoku

Z zewnątrz zamek jest jednak średnio ciekawy; ładnie prezentuje się chyba tylko od strony Sanu, ale akurat tam nie byliśmy. Widok z góry też raczej taki sobie, ale rzucić okiem zawsze można. Pierwsze wzmianki o tamtejszym grodzie na wzgórzu pochodzą z XII wieku, a już dwa wieki później prawdziwy zamek postawił tu Kazimierz Wielki, który zresztą podobno chwilę w nim pomieszkiwał. Trochę później, bo w roku 1417 zamek był miejscem zaślubin króla Władysława Jagiełły z jego trzecią żoną, a imprezę towarzyszącą wydarzeniu w mieście pamiętają do dziś. Szczęściarą była Elżbieta z Pilczy. Przez kolejne wieki zamek zmieniał swój wygląd i przeznaczenie - na przykład w XVI wieku, królowa Bona, która zresztą nigdy w zamku nie była, kazała przebudować go na modłę renesansową. Później zamek zmieniał właścicieli i w końcu popadł w ruinę, którą po części rozebrali Austriacy. Na początku drugiego dziesięciolecia XX wieku ostatecznie rozebrano południową cześć zamku, którą odbudowano - trochę nie po myśli miłośników historii - sto lat później i właśnie tam mieści się dziś galeria Zdzisława Beksińskiego, której nie było dane nam zobaczyć. Poszliśmy więc na Rynek.
Rynek w Sanoku

Ten jest ładny, zgrabny i otoczony zabytkowymi kamieniczkami, w tym Ratuszem z XVIII wieku. Wokół jest kilka pubów i restauracji z piwkującymi tam gośćmi, z których część pewnie chętnie poszła by zwiedzać zamek... no ale nie. Sami zjedliśmy nieco na uboczu, przy placu Świętego Michała w restauracji Stary Kredens, przed którą przez chwilę parkował świetnie utrzymany Borewicz. I w sumie to zresztą zwróciło moją uwagę. Na miejscu dowiedzieliśmy się, że parę lat temu Magda Gessler zrobiła tam rewolucję, ale póki co nie miałem ani czasu, ani specjalnej ochoty obejrzeć jak wyglądało wtargnięcie tej burzy włosów do Sanoka. Jakkolwiek by nie było to dziś jest całkiem dobrze, chociaż pieprzu w kuchni chyba nie znają - mimo wszytko gołąbki z ziemniakami bardzo dobre, pierogi ruskie też. Mogę polecić, chociaż cenowo trochę odlecieli.

pomnik Zdzisława Beksińskiego

Wróciliśmy na Rynek. Przy kamienicy numer 14 od roku 2012 stoi odlany z brązu pomnik przywołanego tu już Zdzisława Beksińskiego. Dziś miasto Sanok bardzo się nim chwali i jak ktoś tego artystę kojarzy, to pewnie kojarzy też, że był z Sanoka. Jednak mało kto już wie, że to nie on był pierwszym znaczącym dla miasta Beksińskim. Pierwszym był jego pradziadek - Mateusz Beksiński, który wraz z kumplem z wojska, Walentym Lipińskim, w roku 1832 założył kowalsko-kotlarski zakład rzemieślniczy. Wytwarzali narzędzia, wiadra, kotły, i inne takie takie. Interes się kręcił i przekształcał, w czym duże zasługi miał syn Walentego, Kazimierz. W końcu asortyment rozszerzono o wagony kolejowe, które trafiały do między innymi Krakowa i samego Wiednia - stolycy! - a to było coś. W kolejnych dziesięcioleciach w firmie zmieniali się właściciele, a z nimi nazwy, a wytwarzany asortyment wciąż się poszerzał, w tym między innymi o tramwaje i autobusy. Dla przykładu na początku XX wieku firma wyprodukowała pierwsze elektryczne wagony tramwajowe dla Krakowa i Lwowa. Zamówienie ponowiono w roku 1913 i wtedy do Krakowa trafiły wagony SN1, a 25 lat później SN2 i dziś ich zrekonstruowane egzemplarze można spotkać na Krakowskiej Linii Muzealnej. Ha!, nawet tu udało mi się wpleść coś o tramwajach. No ale co to ma wspólnego z Beksińskim skoro firma od dawna należała już do kogoś innego? Ano ma; otóż firma, którą zaraz po Powstaniu Listopadowym założył pradziadek Zdzisława Beksińskiego w roku 1958 po raz kolejny zmieniła nazwę i od teraz znana była jako Sanocka Fabryka Autobusów "Autosan".

Autobus zaprojektowany przez Beksińskiego

I tę nazwę już z pewnością każdy kojarzy, choćby z tego względu, że w pewnym średnio kolorowym okresie naszego kraju autobusy ze stajni Autosanu były na stanie chyba każdego PeKaeSu. Nasz bohater, tj. Zdzisław Beksiński, trafił do firmy w roku 1955, parę lat po zakończeniu studiów w Krakowie. Bardzo tego nie chciał - leserował, obijał się, wyleciał dwa razy, ale jakimś cudem w międzyczasie udało mu się zaprojektować autobus, który był tak futurystyczny, że po testach od razu go zezłomowano, bo designem nie pasował do siermiężnej, robotniczej i szarej Polski z wyobrażeń partyjnych aparatczyków. To z dzieł młodego Zdzisława niestety więc przepadło i nie zachował się nawet model, jednak ostało się co innego - logo Autosanu. Lecący bocian, który do dziś znajduje się w logo firmy jest właśnie dziełem młodego Zdzisława Beksińskiego. Ten dzisiejszy znaczek nieco różni się od oryginalnego, ale motyw bociana w locie został. I tak na marginesie i zupełnie subiektywnie - Autosan H9 to najładniejszy autobus ever made i jestem gotów się o to kłócić. Beksiński nie ma z nim nic wspólnego, ale musiałem o tym wspomnieć. Jako pasażer jeździłem nim dziesiątki razy do Rabki i z powrotem i kiedy na kursie pojawiał się głośny i kanciasty Jelcz to czułem się zawiedziony. Gdyby komuś było mało to -->tutaj<-- można sobie posłuchać i pooglądać o zachwytach nad H9.

Biurowiec Autosanu

Kończąc wątek; w ostatnich latach firma przeszła trochę zawirowań i nawet ogłosiła upadłość, ale od zeszłego roku ma nowego właściciela i wciąż produkuje. Autobusy H9 jeszcze długo będziemy widywać na powiatowych drogach, natomiast nowszymi modelami miejskimi podróżować możemy na przykład po Warszawie, Krakowie czy właśnie Sanoku. Tyle z historii. My podjechaliśmy pod fabrykę - ot biurowiec, za nim hale, wejść nie wolno, nic specjalnego. Zrobiłem więc obowiązkowych parę zdjęć i pojechaliśmy dalej.

Natomiast w temacie Beksińskich warto jeszcze wspomnieć o Władysławie, dziadku Zdzisława, któremu Sanok zawdzięcza wiele stojących do dziś budynków. Jednym z jego projektów była przebudowa wspomnianego Ratusza z XVIII wieku (na dużym zdjęciu), ale także przebudowa tzw. Ramerówki, bardzo charakterystycznego, bo zielono-brązowego, budynku pomiędzy ulicami Kościuszki, 3 maja i Grzegorza z Sanoka. Eh... co ja bym bez tej Wikipedii zrobił? Krótko mówiąc - Zdzisław Beksiński, choć znany i doceniany na całym świecie, jak widać nie był jedynym zasłużonym ze swojego rodu. A potem pojawił się Tomasz... no, ale dzięki niemu przynajmniej poznaliśmy Monty Pythona.

Krosno

Jak będzie jeszcze w miarę jasno to się zatrzymamy. Taką mieliśmy koncepcję wyjściową na Krosno. Było po drodze, ale nie chcieliśmy wracać zbyt późno do domu, więc przystanek w Mieście Szkła nie był do końca pewny. Ostatecznie udało się. Rydwan zostawiliśmy na jednej z ulic i poszliśmy w stronę Rynku i Starego Miasta i tak znaleźliśmy się na ulicy Sienkiewicza. Wow, jak tu ładnie! Teraz wszedłem na StreetView i wypsnęło mi się 'o fuck!' To serio tak wyglądało?? Czizas... To jednak tylko potwierdza jak wielką metamorfozę przeszły polskie miasta w ostatnich latach. Ale nie zapominajmy, że UE jest przecież taka zła, zgniła i niedobra i w ogóle jej nie potrzebujemy, ani nigdy nie potrzebowaliśmy... nie inaczej. Na StreetView z 2013 roku ulica Sienkiewicza to smutny kawał asfaltu, którego część robi za parking, a pozostały za krzywą i dziurawą jezdnię. Stojący obok kościół i klasztor oo. Kapucynów w ogóle nie jest wyeksponowany i ginie w całym tym burdelu.

Ulica Sienkiewicza w Krośnie

Dziś jest już zupełnie inaczej - wieczorem kościół oraz stojący po drugiej stronie ulicy budynek urzędu miasta są subtelnie podświetlone, a okolica sprawia wrażenie uporządkowanej i przyjemnej; zniknął parking, a pozostałe miejsca postojowe zostały ucywilizowane, szpetny asfalt został zastąpiony granitową kostką, zamontowano ozdobne lampy, postawiono ławki... Wykonano tam ogromną pracę, która zupełnie odmieniła tę niewielką część miasta. Tą też ulicą doszliśmy do Rynku. Jego również dotknął niedawny remont; są drzewka, fontanny, a całość jest brukowana i otoczona podświetlonymi, niskimi kamieniczkami, z których wiele zdobią podcienie.

Kamienice przy krośnieńskim Rynku

Znajdziemy tam klimatyczne lokale gastronomiczne i dopasowane do nich ogródki kawiarniane, które w taki luźny i ciepły poniedziałek były pełne ludzi. Zupełnie nie wiedziałem czego spodziewać się po tym byłym mieście wojewódzkim i też niewiele o nim wiedziałem. Kojarzyłem je głównie z fabryką szkła, o czym nie raz przypominał mi napis na kuflu z piwem, ale to tyle. Tym bardziej byłem miło zaskoczony tym niewielkim skrawkiem miasta, który mogłem zwiedzić i żałuję, że byliśmy tam tak późno przez co widzieliśmy tak niewiele. Krosno jest małe, ale nie zawiera się tylko w Rynku, więc może jeszcze kiedyś uda mi się tam wpaść na dłużej - zwłaszcza, że kilka kilometrów na północ leżą ruiny pięknego zamku Kamieniec, którego właścicielem był niegdyś sam Aleksander Fredro. Szperając po archiwach odkrył on historię poprzednich właścicieli i waśni jakie ich dzieliły - i tak powstała 'Zemsta'. Obowiązkowe must-see regionu. Także może jeszcze kiedyś się uda. Gdyby ktoś się jednak zastanawiał, to niech przestanie i zrobi sobie podobną wycieczkę.

Niewielka galeria do wpisu znajduje się -> tu

Komentarze

  1. Do Zamku musicie wrócić :) Wystawa jest naprawdę świetnie zrobiona. Natomiast brakuje mi możliwości zobaczenia tego wielkiego dziedzictwa Autosanu. Jeszcze cztery lata temu zabytkowe autobusy stały przed fabryką i naprawdę pięknie się prezentowały.

    PS. Jako tramwajową ciekawostkę dodam, że ostatnie tramwajowe zlecenie Autosan wykonał w 2009 r. produkując moduły niskopodłogowe dla MPK Kraków. Tym samym stare tramwaje w Krakowie mają więcej niskiej podłogi niż nowe kupowane właśnie przez Wrocław czy Poznań. I to jest smutna wiadomość :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musieliby tam jakiś baraczek albo chociaż wiatę postawić. Nie wiem czy chciałbym oglądać autobus, który stoi cztery lata pod chmurką.

      Usuń
  2. Dodam do szokujących faktów, że w Sanoku znajduje się pomnik wojaka Szwejka :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Portugalia cz. 3 - Madera: Funchal i południe

Anglia: Newcastle, Zamek Warkworth

Anglia: Sheffield, Leeds & Manchester