Jesteśmy w Polsce - Wałbrzych


Wałbrzych - dla większości zwiedzających, to przede wszystkim Zamek Książ. No i prawda, znajduje się on w granicach miasta, chociaż trochę na siłę moim zdaniem, jednak Wałbrzych to nie tylko ten jeden z największych, najpiękniejszych i na pewno najbardziej tajemniczych zamków w Polsce, ale też wcale niemałe, byłe miasto wojewódzkie ze 120 tysiącami zameldowanych tam dusz. Planowaliśmy z Anią zobaczyć Wałbrzych już od co najmniej roku, ale udało się dopiero w tę majówkę. Co prawda miała być Grecja, słońce i plaża..., ale cóż, był deszcz w Libercu (i tramwaje!), metr śniegu na Śnieżce oraz mgła w Wałbrzychu. Wyszło więc dość krajoznawczo i tym samym intensywnie, co jest tak samo dobre, a Grecja przecież nie ucieknie. Natomiast mgła jest tu dość istotnym elementem, bo to trochę o niej jest ten wpis.

Zamek Książ
Zamek Książ, widok z parku

Krótko, bo o tym w necie jest już chyba wszystko napisane, chociaż i tak pewnie za mało. Pojechaliśmy tam drugiego dnia, kiedy już właściwie opuszczaliśmy Wałbrzych na rzecz Kłodzka. Może i to nie do końca po drodze, ale tak było nam lepiej. Do zamku dojechać można samochodem, który potem zostawiamy na błotnistym klepisku zwanym szumnie parkingiem i to za jedyne 10zł, lub autobusem, bodaj linią 8. Swoją drogą ciekawostka - autobusy miejskie w Wałbrzychu mają krakowskie rejestracje. No, ale ok. Jesteśmy w tym Książu i idziemy po bilety. Informacja o biletach jest dość słaba, bo wywieszona tylko przy kasie, więc ludzie pchają się jedni przez drugich, by przeczytać jakie opcje zwiedzania są dostępne, no i jaka jest ich cena. To jest do poprawienia. Wejścia są grupowe i nam się trafiła grupa, na którą musieliśmy czekać ponad godzinę. Polecam wziąć opcję z przewodnikiem, zwłaszcza, jeśli chcemy zejść do podziemnych tuneli. Zwiedzanie bez przewodnika bowiem tego nie obejmuje, a jest to jednak niemała ciekawostka, o której różni archeologowie, historycy, pasjonaci II wojny i eksploratorzy wciąż się rozpisują i tworzą coraz to nowe teorie. Nie żebym to teraz wyśmiewał, sam jestem gdzieś pomiędzy nimi. 
Zamek Książ, front

Bilet kosztował nas około 37 PLN i zawierał w sobie wstęp do palmiarni oraz półtoragodzinną wycieczkę po całym zamku, niestety bez dwóch najwyższych kondygnacji, gdyż ich jeszcze nie zdążono ogarnąć po sowieckich imprezach na obiekcie. Niestety, ale podczas II Wojny Światowej, kiedy zamek znajdował się już w rękach Rzeszy, która przejęła ją od Hochbergów za podatki, obiekt mocno ucierpiał, zwłaszcza w środku. Pierwszych zniszczeń dokonali sami Niemcy, którzy robili tam kwaterę dla Adolfa wywiercając tym samym, głównie rękami robotników przymusowych, dziesiątki tuneli i podziemnych komór, które dziś tak bardzo dzielą historyków. Druga fala zniszczeń przyszła wraz z frontem i sowietami i to po nich było najwięcej sprzątania, co było możliwe dopiero po 'odwilży', tj. po roku 1956. Zabezpieczanie zamku trwało do roku 1962.
Zamek Książ to jedno z absolutnych must-see na Dolnym Śląsku, nie tylko ze względu na jego monumentalność, położenie i urok, ale przede wszystkim na jego długą, złożoną i trochę tragiczną historię, zwłaszcza lata, kiedy był w posiadaniu rodziny Hochbergów, w tym Księżnej Daisy, o której każdy kiedyś musiał gdzieś słyszeć. Wtedy też bywali tam najwięksi ówczesnego świata - był wśród nich nawet Winston Churchill, który znalazł się tam przez więzy krwi; jego matka bowiem była przez moment żoną brata Daisy, George'a.

Totenburg - Mauzoleum
Totenburg

W latach 30' Wałbrzych, wtedy Waldenburg, był solą w oku niemieckich nazistów, gdyż większość mieszkańców nie podzielała poglądów Hitlera i jemu podobnych. Władze SS na ten region próbowały to zmienić budując zaledwie kilometr od Rynku mauzoleum mające upamiętnić 170 tysięcy Ślązaków poległych w I Wojnie Światowej, ofiary wypadków w kopalni i jeszcze 25 bojowników lokalnego ruchu narodowo-socjalistycznego. To oficjalna wersja, nieoficjalna jest taka, że miał to być ośrodek propagandy hitlerowskiej. Budynek - konstrukcja bardziej - powstała w latach 1936-1938 na planie prostokąta. Wewnątrz znajduje się dziedziniec otoczony arkadami, którego krużganki są dodatkowo podpiwniczone. Natomiast na ścianach i stropach znajdowały się płaskorzeźby i oczywiście masa swastyk. Dodatkowo na samym środku dziedzińca stanęła metalowa kolumna, na szczycie której płonął 'wieczny ogień' - zgasł jak tuż przed nadejściem Armii Czerwonej ktoś odłączył gaz. 
Totenburg wewnątrz

Dziś Totenburg jest unikatem, gdyż jest jedyną tego typu budowlą, której Rosjanie nie wysadzili i obrócili w piach. Co więcej jeszcze w latach 60' w obiekcie jak i parku wokół odbywały się imprezy i festyny miejskie, także to miejsce faktycznie żyło. Oczywiście wcześniej zdemontowano wszystkie symbole świadczące o przeszłości i przeznaczeniu obiektu. Dziś - to ruina i jedno z najbardziej creepy miejsc jakie w życiu odwiedziłem. Duże zasługi ma tutaj gęsta mgła, która połączona ze stanem tego miejsca i jego historią wytworzyła naprawdę mroczny klimat. Co więcej gdzieś obok ktoś był, bo słyszeliśmy głosy, ale nikogo nie było widać. Do środka można wejść przez jedno ze źle zabezpieczonych wejść, co zresztą jest często wykorzystywane do różnego rodzaju libacji i ognisk. Wnętrze jest bowiem nieprawdopodobnie zaśmiecone i oszczane różnego rodzaju pseudograffiti.

Totenburg, krużganki
Jak pisałem wyżej krużganki są podpiwniczone, co widać w jednym z rogów, skąd zieje wielka, czarna dziura. Być może to było zejście, a być może to pozostałość po sowietach, którzy próbowali to wysadzić. Ania była nią bardzo zainteresowana, zwłaszcza, że dochodziły stamtąd jakieś głosy - ledwo słyszalne, ale jednak. Mogli to być domorośli eksploratorzy, duchy poległych nazistów, lub, i skłaniam się ku temu, jakieś ćpuny. Mauzoleum bowiem cieszy się raczej złą sławą i to nawet nie przez swoich budowniczych, a właśnie przez to, że jest wylęgarnią różnej maści podejrzanego elementu. To był jednak 3. maja, święto, nie spodziewaliśmy się tam nikogo. Podobnie pewien facet z psem, którego spotkaliśmy wracając przez las. Normalnie bym go nie zapamiętał, ale gdy nas mijał jego pies nagle warknął i rzucił się na Anię. Nie zdążył nic zrobić, bo gość szybko go spacyfikował i od razu odszedł w mgłę nie odburknąwszy nawet żadnego 'przepraszam', 'sory', czy 'co tu robicie?'. A my staliśmy w szoku jeszcze przez kilka sekund i zgodziwszy się ze sobą, że spadamy stąd czym prędzej, trochę szybszym krokiem poszliśmy do samochodu. Brr.


Wałbrzych właściwy
Wałbrzych - ratusz z 1856 roku

Po tych przygodach przy nazistowskich budowlach pojechaliśmy do hotelu trochę ochłonąć i przede wszystkim podeschnąć. Swoją drogą udało nam się spać za świetną cenę w Ibis Styles - sucho, czysto, ciepło, dobre ciśnienie w prysznicu... jak dobrze! Niestety nie doliczyli mi tego do punktów Accor, bo rezerwowałem przez Booking.com. Cóż, będę wiedział na przyszłość.
Na dole był też bar z restauracją, całkiem fajny nawet, ale chcieliśmy zwiedzić trochę miasto i tym samym zjeść gdzieś w centrum. W końcu święto, 3. maja, coś na pewno będzie otwarte, prawda?
Z hotelu do Rynku mieliśmy półtora kilometra, więc nie braliśmy nawet samochodu, tylko zrobiliśmy sobie spacer. Minęliśmy opustoszałe centrum handlowe i ruszyliśmy główną ulicą ku centrum. Wokół raczej pusto, ale to taka przelotówka, więc wiadomo, że ludzie tamtędy chodzić nie będą. Dalej był pusty plac targowy z rozpadającymi się wiatami i bardzo przyjacielskim, ale chyba chorym kotem. Po drugiej stronie widać było otwartą Żabkę i tam było jakieś życie, chociaż przyznam, że nie takie jakie chcielibyśmy spotkać. Doszliśmy do remontowanej akurat ulicy 1. maja (że też się utrzymała...) i tam spotkaliśmy kilkoro przechodniów. No ale ok, ulica rozkopana totalnie, więc wiadomo, że nikt tędy nie chodzi, przy Rynku będzie lepiej.

Pusty Wałbrzych

Poszliśmy dalej, zrobiło się nawet ładnie - świeżo wyremontowane uliczki wyłożone kostką brukową (nie bauma!), kamienice też estetyczne i odremontowane, sklepy co prawda pozamykane, ale święto - wiadomo. Weszliśmy na Rynek. Ładnie, naprawdę bardzo ładnie i przyjemnie. Pierwsze zdjęcie jakoś to obrazuje nawet. Na środku stała tryskająca wodą fontanna, wokół której posadzono parę drzewek, a przy nich postawiono ławeczki. Super, nawet byśmy usiedli, gdyby nie były okupowane przez menelstwo. W sumie problem biedy i skutków jakie ona niesie jest ogólnoświatowy, więc dziwne, gdyby nie dotknął Wałbrzycha, zważywszy chociażby na to, że po zamknięciu kopalń wielu mieszkańców zostało bez pracy i środków do życia. Przy Rynku stały też dwa zaparkowane samochody. Ich właściciele znajdowali się jednak niedaleko, bowiem w jedynym czynnym lokalu - monopolowym. Restauracji w zasięgu wzroku żadnej, przynajmniej żadnej otwartej. Ok, idziemy dalej. Pod numerem 21 stoi ładna, XVIII-wieczna kamienica 'pod trzema różami'. Ona, jak i stojąca obok i równie stara kamienica 'pod kotwicą', wyróżnia się tym, że jej front zdobią podcienia. Na StreetView widzimy tam kawiarniane ogródki pełne ludzi, ale tego majowego popołudnia w podcieniach stał tylko jeden człowiek w dresie, czapce wpierdolce i z najbardziej zakazanym ryjem jaki w życiu widziałem. Spojrzał się na nas, my na niego próbowaliśmy nie, bo nie wiadomo jakby to się mogło skończyć, więc patrzyliśmy w stronę Rynku i wtedy jeden z okupujących ławeczki zmęczonych panów postanowił wstać za potrzebą co też zrobił do stojącego obok kosza na śmieci. W tym momencie doszło do mnie - what the fuck?! - co jest nie tak z tym miastem?! I już nawet mniejsza o tego faceta..., ale gdzie są ludzie?

Wałbrzych
Klimatyczne uliczki, zabytkowe, odrestaurowane kamienice, działające, duże i centralnie umiejscowione fontanny, a tego nawet Kraków nie ma za wiele, do tego to przecież dzień jednego z najważniejszych, jak nie najważniejszego, świąt w naszym kraju, a miasto wygląda jakby zostało opanowane przez uciekinierów z domu opieki społecznej. Miasto nie przygotowało żadnych obchodów, żadnych koncertów, żadnego festynu? Naprawdę nic? Nic poza przedpołudniowym złożeniem kwiatów pod jednym z pomników? Trochę nie chce się wierzyć, ale to prawda. Czynnej restauracji, poza jakimś kebabem, oczywiście nie znaleźliśmy. Mgła i chłód dopełniała goryczy i sprawiała Wałbrzych jeszcze mniej przyjaznym. Już nawet spotkana w drodze powrotnej nastoletnia patologia nie zrobiła na nas większego wrażenia, chociaż w ciszy zadaliśmy sobie pytanie 'czy tak właśnie wygląda dziś większość Polski?' I czy większość mieszkańców siedzi dziś w swoich domach przed telewizorem, a jedynymi czynnymi lokalami są sklepy monopolowe? I czy tylko mnie to tak smuci? Pewnym wytłumaczeniem może być tu pogoda - nikomu normalnemu nie chciałoby się wychodzić w tak ponure popołudnie jeśli nie ma po co. Ale to też właśnie jest zadaniem dla miasta - zorganizować powód, dla którego ludzie, nawet mimo pogody, wyszliby z domów. Wałbrzych ma jedną z najgorszych opinii w Polsce, chyba nawet gorszą od Radomia, o którym zresztą też tu pisałem, i trudno się dziwić skoro sami mieszkańcy uważają to miasto za smutną dziurę. Kelnerka w hotelowej restauracji spojrzała na mnie jak na obłąkanego, kiedy powiedziałem, że pogoda może paskudna, ale Wałbrzych całkiem ładny. Bo jest...  naprawdę, tylko to chyba nie był jego dzień.

Projekt Arado, Kamienna Góra

I może jeszcze trochę na marginesie, ale pisząc o Totenburgu i Zamku Książ głupio mi o tym nie wspomnieć. Będąc w pobliżu warto zajrzeć jeszcze do Kamiennej Góry i zwiedzić Projekt AradoZaginione laboratorium Hitlera. Historia tego miejsca jest nie tylko związana z regionem, ale właśnie także z Zamkiem Książ. Bilet wstępu kosztuje 17 zł, a zwiedzanie odbywa się w małych grupach i trwa około godziny. Duża atrakcja dla kogoś, kto interesuje się nie tylko II Wojną Światową, ale przede wszystkim tajną działalnością Niemców na Dolnym Śląsku. Sami trafiliśmy tam przypadkiem - zobaczyliśmy przydrożny znak na trasie z Karpacza do Wałbrzycha - i trafiło się nam jak ślepej kurze ziarno. Minus tego jest taki, że bez samochodu chyba nawet nie ma co próbować tam dojechać. Niestety, ale dopóki nie zostanie wprowadzona jakaś ustawa o spójnym, publicznym transporcie zbiorowym, dopóty efektywnie Polskę będzie można zwiedzać tylko samochodem.

Galeria do notki znajduje się -> tu

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Portugalia cz. 3 - Madera: Funchal i południe

Anglia: Newcastle, Zamek Warkworth

Anglia: Sheffield, Leeds & Manchester