Anglia: Blackpool, Manchester


Po niejadalnym hostelowym śniadaniu wyszedłem na miasto i od razu pokierowałem się w stronę dworca autobusowego. Na ten dzień zaplanowałem sobie wycieczkę do leżącego nad Morzem Irlandzkim miasta Blackpool. Autobus odjeżdżał dopiero o 10:00, więc miałem jeszcze czas na zobaczenie miejscowej dzielnicy gejowskiej z jej główną ulicą Canal Street. Czytałem, że to świetne miejsce do imprezowania w lecie, kiedy jest ciepło, sucho, a wszystkie ogródki są otwarte. Trzeba tylko pamiętać, by nie dać ponieść się fantazji, bo to miewa słabe skutki, bo otóż w ciągu ostatnich kilku lat biegnący wzdłuż ulicy kanał dorobił się fatalnej opinii wśród manchesterskiej policji, gdyż według ich danych między lutym 2008, a styczniem 2016 wyłowiono z niego 85 ciał. Co prawda nie wszyscy znalezieni wpadli do wody pijani i naćpani, ale jednak spora część niestety nosiła w sobie ślady uczestnictwa w jakiejś grubszej bibie, co jednak nie przeszkodziło w pojawieniu się teorii o seryjnym popychaczu. Ale nawet jeśli byłaby to prawda, to mimo wszystko każdy raczej zna kulturę picia Brytyjczyków - jak nie do połogi to nie impreza.

Blackpool

W autobusie do Blackpool byłem jedynym pasażerem. Kierowca skomentował to tylko słowami, że to będzie spokojny dzień i ruszył na północny zachód. Cóż, styczeń, wtorek... nikt normalny do Blackpool poza sezonem się nie pcha. Nawet w Preston nikt się nie dosiadł. Inaczej byłoby w lecie - wtedy miasto zamienia się w kurort, który rocznie obsługuje miliony turystów. Stąd kasyna, restauracje, hotele i chyba największe w Wielkiej Brytanii wesołe miasteczko. Rzecz jasna w styczniu można sobie większość tylko pooglądać z daleka, a jak już coś jest otwierane to i tak tylko w weekendy. W tygodniu na szerokiej i całkiem niedawno wyremontowanej promenadzie nie ma żywego ducha, a właściwie wszystkie sklepy są pozamykane.

Wieża z 1894 roku, Blackpool

Nie inaczej jest ze stalową wieżą zbudowaną w roku 1894 na wzór tej z Paryża. W tamten styczniowy dzień mogłem sobie wejść tylko do domu strachów, który jest jedną z jej atrakcji. Na górę wjazdu niet. Widoków może nie byłoby spektakularnych, ale jednak szkoda, chociaż cenowo też się nie popisali - wjazd to 10,5£, ale to też pod warunkiem, że miałbym bilet kupiony online. Na miejscu bowiem zapłacimy 3£ więcej. Nie wiem z jakimi cenami spotkamy się spacerując po którymś molo, gdyż... tam także nie pospacerujemy. Blackpool ma trzy mola - południowe, środkowe i północne i wszystkie trzy są zawalone różnymi atrakcjami od kasyn, przez teatry po diabelski młyn. Musieli uznać, że skoro w zimie nie ma tłumów to molo może być zamknięte. Aż dziwne, że w Sopocie na to nie wpadli. Niby była kartka, że bardzo przepraszają, ale zimowy remont i zapraszamy w sezonie, ale nikogo przy tych pracach nie zauważyłem. No dobra - wieża zamknięta, po żadnym molo nie pochodzę, pogoda też średnio wyjściowa, promenada za to fajna, ale zupełnie pusta, a w samym miasteczku nie za wiele jest do roboty. Nawet nie bardzo jest gdzie usiąść, nie licząc sieciówek jak Subway, KFC czy Harry Ramsden's. Chociaż z drugiej strony przyjemnie wypić gorącą herbatę w takim pustym i spokojnym lokalu. Co takiego jednak ma Blackpool czego nie ma żadne inne miasto? Ano ma. Piętrowe tramwaje.

Tramwaj w Blackpool
 
Krótko - obiecuję. Umówmy się, że zdanie 'Blackpool ma piętrowe tramwaje' będzie najbardziej zbliżone ku prawdzie, bowiem i tę atrakcję pokazują światu tylko w wysokim sezonie (marzec-listopad) i też tylko w weekendy. To im jednak nie przeszkadza chwalić się, że są jednym z trzech miast na świecie, obok Aleksandrii i Hongkongu, po którym wciąż kursują tramwaje tego typu. No dobrze, prawdą jest, że część starych wagonów przystosowano do nowej sieci i torowiska, dzięki czemu w ładniejsze letnie dni są uzupełnieniem dla obecnie jeżdżących po Blackpool nowoczesnych tramwajów, jednak to trochę mało by stawiać się na równi Hongkongiem. Tam, raz, że nie ma innych tramwajów niż piętrowe, to dwa, jeżdżą one cały rok, także w porze monsunów. Piętrusy z Blackpool większość czasu stoją w zajezdni i można je tam sobie obejrzeć nawet poza sezonem odbijając kawałek od Manchester Square. Trafić łatwo - wystarczy iść wzdłuż torów niczym Bohdan Łazuka w 'Nie lubię poniedziałku'. Stoją tam także te tramwaje, które w lecie służą jako atrakcja na tzw. Heritage Tour. Taka linia muzealna. Z tego co wyczytałem te wagony wciąż czekają na swoje remonty i rokowania ku temu są niezłe. Sam takie zwiedzanie sobie odpuściłem. Uznałem, że albo są w ruchu, albo w ogóle.

Tramwaj w Blackpool

Jakby nie było te wciąż będące na chodzie piętrusy są dziś ewenementem na skalę światową... przynajmniej dla kogoś, kto interesuje się tematem. Władze Blackpool na pewno z nich tak łatwo nie zrezygnują, gdyż, jak wspomniałem w poprzedniej notce, jest to jedyne miasto w Wielkiej Brytanii, które nie zlikwidowało zupełnie swojej sieci na fali unicestwiania tego typu transportu w latach 50' i 60' XX wieku. Cięcia jednak były i dziś torowisko biegnie właściwie tylko wzdłuż brzegu, natomiast do pierwszej połowy lat 60' tramwaj zaglądał także w miejski interior. Trochę nieśmiało, ale jednak. Ponadto już samo położenie i turystyczna funkcja miasta odegrały wielką rolę w utrzymaniu tramwajów. Gdyby nie to, to i tam poszłyby do piachu, być może nawet na zawsze.

Blackpool i Winter Gardens w tle

Skoro nie byłem pod zajezdnią to nie widziałem żadnych piętrowych tramwajów. Teoretycznie mógłbym tam zawsze wrócić i nadrobić te zaległości. Nie jest to jednak żaden priorytet, bo sama miejscowość nie ma dla mnie żadnej siły przyciągania, a te piętrowe tramwaje aż tak mnie znowuż nie grzeją. Serio. Ale może kiedyś najdzie mnie chęć spojrzenia na Blackpool podczas pełnego sezonu turystycznego i zmienię o nim zdanie. Z jakiegoś powodu w końcu wali tam te dziesięć milionów ludzi rocznie, a to niewiele mniej niż do Krakowa. W zimie jednak miasto pozostawia po sobie dziwne wrażenie - takie trochę jak po wizycie w opuszczonym lunaparku, gdzie niewidzialny konferansjer przemawia z głośników do pustych ulic i zaprasza wszystkich na wielkie spektakle. Trochę creepy.

Zrobiłem jeszcze ostatnią rundkę po mieście i poszedłem na pociąg do Manchesteru. Niestety National Express, którym do Blackpool przyjechałem nie wchodził już w grę, bo jedyny kurs powrotny był dopiero o 18:00. Musiałem wybrać pociąg i pożegnać się z 17,2£. Dużo, ale za to nie musiałem specjalnie sprawdzać rozkładu, gdyż pociągi jeżdżą bardzo często albo na stację Victoria albo Piccadilly. Mnie pasowała ta pierwsza.

Trinity Bridge a'la Calatrava Bridge, Manchester

Kiedy już znalazłem dobre wyjście z dworca Victoria zupełnie niezainteresowany minąłem muzeum piłki nożnej i skierowałem się ku katedrze z XV wieku. Tam zaczepił mnie jakiś typ, który zaoferował, że za 'spare change' on mi chętnie o tej katedrze opowie. Nie wyglądał jednak na wiarygodnego przewodnika, a Tyskie w ręce mu w tym nie pomagało, więc podziękowałem mówiąc, że wolę sam. Świątynia była jednak zamknięta, zostało mi więc zadowolić się tym co na zewnątrz i pójść dalej w kierunku zupełnie niepozornej kładki nad rzeczką Irwell, łączącej Manchester z miastem Salford. Oficjalna nazwa kładki to Trinity Bridge, ale zarówno na Google jak i na mapach Manchesteru widnieje prostsza do zapamiętania Calatrava Bridge. Ten hiszpański architekt zaprojektował tu ten mostek w roku 1995 i jest to jeden z jego pierwszych mostów. Co prawda już wtedy na swoim koncie miał wielkie dzieła jak Puente del Alamillo w Sewilli czy Atrium w Brookfield Place w Toronto, ale jak widać i tak chciało mu się puknąć taką kładeczkę w dość słabo wyeksponowanym miejscu. Efektu 'wow' nie było, ale to jedyne co Santiago Calatrava postawił w Wielkiej Brytanii, więc chciałem zobaczyć.

Manchester Metrolink

Manchester był też pierwszym brytyjskim miastem, którego władze uznały, że likwidacja transportu tramwajowego to był spory błąd i z początkiem lat 90' XX wieku podjęto prace nad jego przywróceniem. Zdecydowano się na system lekkiej i szybkiej kolejki, podobnej zresztą do tej w Sheffield, która także korzysta z torów kolejowych i tylko z pozoru przypomina regularny tramwaj. Manchester Metrolink łączy bowiem miasto Manchester zarówno z lotniskiem jak i z pobliskimi mieścinami wchodzącymi w skład hrabstwa Greater Manchester, tj. na przykład Ashton-under-Lyne lub Bury. Dlatego też miałem problem z biletami, gdyż chcąc kupić karteczkę na przejazd musimy wiedzieć dokąd jedziemy. Chwilę tylko popukałem po automacie, ale nie znalazłem niczego co mogłoby być biletem jednorazowym jaki znamy z Krakowa, Wrocławia czy Berlina. Podobnie miałem zresztą w Blackpool, gdzie na pytanie o bilet pan mnie spytał dokąd jadę. Powiedziałem, że parę przystanków i ten w końcu skasował mnie za 2,10£ (wat!?) i wciąż do końca nie wiem czy zapłaciłem dobrze czy może policzył mi za całą osiemnastokilometrową trasę. W brytyjskich miastach jednak wszystko zależy od strefy, w którą się pchamy. Tymczasem w Manchesterze charakterystyczne, żółte i czasem naprawdę długie tramwaje stały się jednym z symboli miasta, z którego w zeszłym roku skorzystały ponad 34 miliony pasażerów. Może to nie jest jakiś szałowy wynik, ale wystarczający, by pokazać, iż taki transport jest w regionie potrzebny. A liczba pasażerów systematycznie rośnie. Średnio o trzy miliony na rok.

David Bowie w Northern Quarter, Manchester

Kolejne hostelowe śniadanie już sobie darowałem i wolałem zjeść coś normalnego w Pret a Manger czy Greggsie. Parę lat wcześniej wmusiłbym w siebie te niejadalne tosty, ale chyba już jestem na to za stary. Wymagania nie te, żołądek również. Wypiłem tylko herbatę i poszedłem się wymeldować. Poprzedniego wieczora przeczytałem, że w okolicy znajduje się kilka ciekawych murali, w tym Davida Bowiego i Prince'a, których nam ten koszmarny rok 2016 zabrał. Davida znalazłem 20 metrów od hostelu, natomiast Prince'a zastąpił Richard Roundtree z filmu Shaft. Cóż. Na pewno mieli ku temu dobry powód. Spacerując po w końcu(!) słonecznym Manchesterze przeszło mi przez myśl, czy by jednak nie pojechać do Old Trafford zobaczyć stadion. Podobno warto bez względu na to czy jest się fanem piłki nożnej czy nie. 76000 miejsc, finał Ligi Mistrzów, największy klubowy stadion w UK, drugi po Wembley największy stadion piłkarski w ogóle w UK, jedenasty w Europie i tak dalej. Po wielu bojach myślowych stojąc już w kolejce do automatu biletowego przy dworcu Oxford Road w końcu zrezygnowałem z tego planu i poszedłem odwiedzić Alana Turinga, który dostał swoją ławeczkę w niewielkim parku Sackville Gardens w pobliżu wspomnianej wcześniej Canal Street. Akurat z kimś rozmawiał, więc nie przeszkadzałem.

Alan Turing, Manchester. Nie wiem o czym rozmawiali. 

Minąłem park i kawałek dalej znalazłem były dworzec kolejowy Manchester Central. Otwarto go w roku 1880 i dzielnie pełnił swoją funkcję przez kolejne 89 lat, tj. do roku 1969, kiedy to na skutek decyzji o przeniesieniu połączeń kolejowych na inne dworce, zdecydowano się go zamknąć. Przez następną dekadę budynek dworca stał i radośnie sobie niszczał, aż w końcu ktoś się zlitował i przebudowano go na halę koncertową wraz z centrum wystawowo-kongresowym, którym zresztą jest do dziś. Warty rzucenia spojrzeniem jest także znajdujący się vis a vis starego dworca i otwarty w roku 1903 przepiękny i monumentalny Hotel Midland. Wkrótce po otwarciu hotel ten był miejscem spotkania się dwóch Brytyjczyków - a byli to Charles Rolls i Henry Royce. Pogadali, na pewno coś wypili, a wkrótce potem założyli spółkę motoryzacyjną, o której każdy na pewno gdzieś słyszał. Zresztą parę ulic dalej widziałem ich najnowsze cudo - Rolls-Royce Wraith. Śliczny.

Hotel Midland

W Midland stołowała się również królowa Elżbieta II z matką oraz cała masa innych gwiazd i ludzi, którzy robiąc zakupy nie muszą patrzyć na metki. Ciekawostką jest, że do mieszczącej się w hotelu francuskiej restauracji nie wpuszczono kiedyś Beatlesów, bo podobno byli nieodpowiednio ubrani. 
 
W drodze na dworzec przeszedłem jeszcze przez chińską dzielnicę (a jak już wiemy Anglia ma ich pięć), która nie wyróżnia się niczym specjalnym poza dosyć fajną bramą. Chciałem się bardziej rozejrzeć, bo może coś ciekawszego znalazłbym w bocznych uliczkach, ale to już były moje dosłownie ostatnie minuty w Manchesterze i musiałem wracać na dworzec, skąd kolejny autobus National Express zawiózł mnie do Liverpoolu. Ale o tym już w kolejnej notce.

Galeria do tej i poprzednich notek z Anglii znajduje się -> tu

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Portugalia cz. 3 - Madera: Funchal i południe

Anglia: Newcastle, Zamek Warkworth

Anglia: Sheffield, Leeds & Manchester