Norwegian wo... trains.

Bryggen, Bergen

Nie pamiętam, który to był rok – chyba 2012, jakoś na jesieni – kiedy mój dobry znajomy, Piotr, który swoją drogą też bloży, za jakieś małe pieniądze pojechał sobie do Bodø i z powrotem i to pociągiem przez całą Norwegię. Ale jakże to? Wtedy plan uważałem za na tyle szalony co warty rozważenia, jednak z powodu innych projektów wyjazdowych zszedł na bardzo daleki plan. Przypomniałem sobie o nim w lutym tego roku, kiedy to telepało mną Reisefieber, nawet przy świadomości, że jadę przecież do Wilna i Londynu prawie ‘za chwilę’. Spojrzałem na ceny, spojrzałem na strony najpierw Ryanaira, potem WizzAira i zdecydowałem – lecę. Myślałem wciąż o tym Bodø, ale czasy nijak nie chciały mi się zgrać z powrotem. Patrzyłem na Stavanger, patrzyłem na Oslo, w końcu na Bergen. I ustaliłem – lecę z Katowic do Bergen, stamtąd jadę do Trondheim i wracam z Rygge po drodze dwa razy nocując w pociągach. Swoją drogą – wiedzieliście, że większość lotów WizzAir z Norwegii jest do Polski? Będąc tam zaledwie dwa dni widzę, że ma to sens – na ulicy szybciej usłyszysz język polski niż angielski.
Z lotniska bezpośrednio do centrum pojechałem podstawionym autobusem. Bilet kupiony przez Internet kosztuje 90NOK, na miejscu 100. Można przejść się 2km na autobus miejski, który kosztuje ok. 55NOK (chyba, że ma się bilet z automatu, który jest znacznie dalej, wtedy 35NOK), ale miałem tylko niecałe siedem godzin do wykorzystania, z czego może połowę przy świetle dziennym, więc dla 20zł nie chciało mi się aż tak kombinować. Poza tym jak najszybciej chciałem się znaleźć na miejscu i zacząć się zachwycać – to co widziałem z samolotu (mały tip, lecąc do Bergen walczcie o miejsce przy oknie po lewej stronie samolotu) zaświeciło mi oczki, więc chciałem więcej i to od razu. Autobus zatrzymuje się przy samym porcie i Bryggen, więc pierwszy obiekt must see ma się w zasięgu. Poszedłem zobaczyć wpisane na listę UNESCO drewniane zabudowania portu (wspomniane Bryggen na zdjęciu u góry), a następnie pojechałem kolejką linową (85NOK tam i z powrotem - można wejść i zejść pieszo jak ma się czas) na Fløyen, wzgórze, z którego rozciąga się widok na całe miasto i zatokę.

Bergen, widok z Fløyen

Jest tam też ogromny park, gdzie cała populacja Bergen ma zwyczaj biegania po pracy. Naprawdę, tam wszyscy biegają – albo idą biegać albo z biegania wracają. Chwilę tam pospacerowałem napawając się przyrodą m.in. małym jeziorkiem Skomakerdiket, które wciąż było częściowo zamarznięte. Poniekąd wiosnę było już czuć i widać, zwłaszcza po ubiorze Norwegów, którzy przy temperaturze 8 stopni chodzili w samych koszulkach, ale nieusypane szlaki wciąż słabo nadawały się do przemierzania, więc dałem sobie spokój z eksplorowaniem Fløyen i po mniej więcej godzinie zjechałem do centrum zwiedzić tyle ile się będzie dało. Bergen jest niewielkie, ale warte powolnego spaceru - nawet w marcu. I na tym zeszło mi popołudnie. Wieczór natomiast spędziłem w Burger Kingu na herbacie (ku pamięci, 19NOKów). A w temacie fast-foodów jeszcze; Bergen ma chyba najpiękniejszego McDonald’sa na świecie – niewielki, biały, drewniany, o bardzo charakterystycznej na Norwegii architekturze domek, który ledwo daje po sobie znać, że jest jednym z lokalów tej sieci.

O 22:59 odjeżdżał mój pociąg do Trondheim – przez Oslo i Hamar. By tanio jeździć po Norwegii trzeba kupić bilety z wyprzedzeniem (ale bez przesady, swoje kupiłem 7 tygodni wcześniej) na stronie tamtejszych kolei. Mój bilet na tej trasie kosztował 249NOK, czyli około 125zł, kiedy standardowa cena (wg strony na dziś) to 1341NOK…łatwo sobie policzyć. Tyle samo zapłaciłem za pociąg z powrotem - Trondheim-Rygge. Po wybraniu trasy strona wyrzuca nam wyniki na wybrany dzień i dalej można sobie dostosować pociągi wg własnego uznania. Bardzo, bardzo wygodne. Nie ma co się stresować jeśli czas przesiadki mamy krótki – ja miałem dziewięć minut, a i zdążyłem się ponudzić i zmarznąć czekając na peronie.

Hala sportowa Vikingskipet, Hamar

Z Oslo wyjechałem zaraz po wpół do siódmej i niecałe półtorej godziny później byłem już w Hamar, niewielkim, niespełna 30-tysięcznym mieście leżącym nad największym norweskim jeziorem Mjøsa. W 1994 roku odbywała się tu część sportowych rywalizacji Igrzysk Olimpijskich organizowanych w pobliskim Lillehammer. Na zdjęciu obok widzimy Vikingskipet, olimpijską halę sportową wybudowaną z myślą o łyżwiarstwie szybkim. Hala przypomina obrócony do góry nogami statek Wikingów, stąd też i jej nazwa - Statek Wikingów, i obecnie pełni funkcję hali sportowo-widowiskowej, dzięki czemu nie spotkał jej ten sam los co wielu budowli powstałych z myślą o Igrzyskach Olimpijskich – nie popadła w ruinę i zapomnienie. Obok znajduje się park krajobrazowy Åkersvika, z racji pory roku zupełnie zamarznięty i w ogóle nie zielony. Można za to przejść się po lodzie, ale tak jak miesiąc wcześniej w Trokach tak i tu postanowiłem, że może lepiej nie.

W Hamar miałem pięć godzin do rozdysponowania, więc podobnie jak w Bergen, większość czasu spędziłem na spacerowaniu po mieście i odkrywaniu go po swojemu. W marcu Hamar nie jest atrakcyjnym miejscem – zwykłe małe miasto nad jeziorem, którego poziom wody jest jeszcze dosyć niski, przez co linia brzegowa jest kamienista, błotnista, szara i nieatrakcyjna. W lecie musi to wszystko wyglądać inaczej. Przy brzegu znajdują się toalety, wypożyczalnie kajaków, miejsca piknikowe i wszystko to tylko czeka na turystów i lepszą aurę. I jeszcze poczeka.

O 12:10 wsiadłem w kolejny pociąg i po sześciu godzinach jazdy dojechałem do byłej stolicy Norwegów - Trondheim. O godzinie 18. już zmierzchało i ledwo co udało mi się zobaczyć to miasto w świetle dziennym. Kiedy po powrocie zapytano mnie – gdzie ci się najbardziej podobało? odpowiedziałem jakby z automatu ‘Bergen’ kiedy bardzo chciałem ‘Trondheim’. Ale, no... za krótko tam byłem i za mało widziałem, by samemu się do tego przekonać, ale pisząc to i przeglądając zdjęcia tak bardzo chce tam wrócić i zobaczyć to miasto w świetle dnia… oraz tamtejszy tramwaj, czego też nie było mi dane. Wiecie, nie ma na świecie bardziej na północ wysuniętego tramwaju od tego w Trondheim. Z jakiegoś powodu mnie to interesuje i truję tym absolutnie niezainteresowanych tematem znajomych.

Trondheim

Z dworca przeszedłem przez główny plac, a dalej w stronę Nidarosdomen, ogromnej XII-wiecznej katedry (pech; zamkniętej) znajdującej się w pobliżu rzeki Nidelvy, której brzegi zdobi zbudowana na palach oryginalna, drewniana, XVII/XVIII-wieczna starówka Bakklandet (na zdjęciu obok). Piękna, gdybym tylko ją mógł zobaczyć w jakiś słoneczny dzień... Następnie przez most staromiejski (Gamle Bybro, niestety w konkretnym remoncie) podszedłem pod górującą nad miastem twierdzę Kristiansten, by zejść obok wyciągu dla rowerów. Ciekawostka - przechodząc tamtędy zrobiłem zdjęcie telefonem (wstyd nawet tu wklejać) i przesłałem info wspomnianemu Piotrowi, że mają tu takie bajery. Dopiero w domu doczytałem, że nie bajery, a bajer, dokładnie jeden i więcej nie ma. W ogóle nigdzie indziej. Trondheim ma jedyny na świecie wyciąg dla rowerów.
Co dalej? – Cóż, spacerowałem.

Do pociągu zostało mi około półtorej godziny, więc zrobiłem to, na co w Norwegii wcześniej nie miałem czasu – poszedłem na piwo. Jedno, bo to wydatek równy 87NOK, 10€, lub 42zł… u nas pijąc za tę kwotę tracimy rachubę, które to już piwo… czwarte czy może piąte? Oto Norwegia w liczbach; 0,5 coli 28NOK, cheeseburger w Macu 20, bilet dzienny w Oslo 90, całkiem dobry burger w hipsterskiej knajpie w Trondheim – 109NOKów. Trzeba mieć na uwadze to, że Norwegia to jednak bardzo drogi kraj i to nie tylko dla nas. Jednak w razie możliwości będąc w danym kraju staram się pójść chociaż na jedno piwo i to koniecznie tamtejsze. Tym razem była to norweska Hansa.

Oslo

Wolnym krokiem wróciłem na dworzec i po godzinie 23. zapakowałem się w pociąg do Oslo. Nocne pociągi w tym kraju są bardzo wygodne – w cenie biletu dostajemy kocyk, dmuchaną poduszkę, stopery do uszu i opaskę na oczy. I kiedy w dzień każda stacja jest zapowiadana przez głośniki to w nocy już nie.
Tym razem miałem już mniejszy komfort jazdy niż w pociągu z Bergen, niby też przy oknie, ale już z sąsiadem obok i nie szło się wyciągnąć, więc Oslo zwiedzałem będąc nieco pognieciony. Do tego stolica powitała mnie deszczem i chłodem. Mimo to poszedłem pod gmach opery zobaczyć z jej dachu budujące się centrum miasta - na zdjęciu powyżej. Na stacji metra kupiłem bilet dzienny na komunikację miejską (90NOK) i pojeździłem chwile po obecnej stolicy – metrem, autobusem i w końcu tramwajem. Oslo sobie zawaliłem, bo niewiele czytałem o nim przed wyjazdem i byłem nieprzygotowany na jego atrakcje. Pozostały czas rozwaliłem więc na zwiedzanie zza szyby. I tak nie miałem go za wiele i już po godzinie 11. jechałem pociągiem do Rygge obserwując przy okazji zaćmienie Słońca, które zaczęło się przebijać przez rzedniejące chmury.

Kilka godzin później, jadąc już autobusem z lotniska, doradzałem nowo poznanej portugalskiej parze, by koniecznie skasowali swoje kupione w automacie bilety, bo na 100% będą mieli kontrolę, a ta uwielbia robić zasadzki na turystów w autobusach z lotniska, którzy o konieczności kasowania nie doczytali. I muszę się pochwalić, bo rzeczywiście uratowałem im trochę gotówki, a miastu reputację.
Podsumowując – Norwegia jest piękna, czysta, spokojna, a ludzie uprzejmi i ciągle biegają. Ale by się nią cieszyć na całego i spokojnie zwiedzić trzeba mieć trochę w portfelu. Chociaż tak naprawdę nie tyle w portfelu co na koncie, bo gotówka jest tam praktycznie niepotrzebna – nawet za toaletę publiczną można płacić kartą (a niekiedy nawet nie ma innej opcji). Czy wrócę? Chciałbym, najchętniej na stałe.

Mini galeria do wpisu jest -> tu

Komentarze

  1. Do Norwegii i ja chce się wybrać. Wiem, że o ile problemem nie są bilety lotnicze - z reguły dość w dobrych cenach, to na miejscu nie jest tanio. Czy to mnie trochę odstrasza ? Tak, chyba tak. Wiem, że zamiast jechać do Norwegii, to będę mógł sobie zaplanować 1,5 wyjazdu dokądś indziej :) Z drugiej jednak strony absolutnie nie jest tak, że liczę pieniądze jak jakiś nienormalny i żałuję na wszystko. Po prostu jestem świadomy tego, że Norwegia jest droga. Ale naprawdę chciałbym tam pojechać i tak dobrze ją zwiedzić, nie tylko do Oslo. Myślę, że w ciągu... 2 lat może mi się uda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Norwegię da się zrobić w rozsądnej cenie - tanio... grupą na pewno jest taniej niż w pojedynkę. Oslo bym sobie darował, ok, stolica, fajnie zobaczyć, ale Norwegia ma o wiele więcej do zaoferowania nieco dalej na północ. Chciałbym tam wrócić w lecie. Jeśli się uda to na pewno jeszcze raz skorzystam z tych minipris, to świetna okazja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie Norwegia (i Skandynawia w ogóle) to zupełnie nieznane strony świata - podobnie jak T, trochę odstraszają mnie ceny. No i temperatura - uwielbiam ciepło, upały, słońce, a tam to chyba niekoniecznie można zaznać takich przyjemności.
    Co nie zmienia faktu, że widok na miasto i zatokę - bardzo przyjemny.
    Pozdrawiam serdecznie, Aśka z btth.pl

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Portugalia cz. 3 - Madera: Funchal i południe

Anglia: Newcastle, Zamek Warkworth

Anglia: Sheffield, Leeds & Manchester