Tuluza
Pont neuf |
Do piątku w Krakowie była bardzo ładna pogoda, więc nie zdziwiłem się bardzo kiedy w niedzielę podczas startu padało. Miałem tylko nadzieję, że w Paryżu prognozy będą bardziej optymistyczne i rzeczywiście były, ale dla grzybiarzy pod koniec lata. W oczekiwaniu na samolot do Tuluzy miałem niecałe cztery godziny na kontemplacje paryskiej pogody i szukanie jakiegoś dogodnego miejsca, które pomogłoby mi rozwiązać przyszło weekendowy mankament. Uznałem, że terminal 2F najbardziej się do tego nada, chyba, że mi go zamkną. Według najnowszego rankingu strony Sleeping in Airports główne paryskie lotnisko jest najgorszym na świecie do spędzania tam nocy. Recenzje są naprawdę zachęcające i po ich lekturze tylko czekałem na moment kiedy będę mógł to wszystko sam zweryfikować. Aczkolwiek na chwile obecną snułem się po terminalu numer dwa i miałem lekką nadzieję, że pogoda w Tuluzie będzie choć trochę lepsza niż w Krakowie i Paryżu. Z tych przemyśleń wyrwała mnie jakaś dziewczynka, która dość żywo machała mi przed nosem jakąś kartką. Oczywiście szło jej o pieniądze, o cóż by innego, więc wydukałem że ja ne parle po franse, na co ta pokazuje, że na tej kartce ma też wersje angielską. Napisała tam, że jest głucha i zbiera na stowarzyszenie pomagające niesłyszącym, natomiast na dole strony była tabelka i dotacje mnie podobnych. Ktoś dał 20€, parę osób 10€, no to ja wpisałem 5€. Pomyślałem, że dobry będę, szykuje mi się miły tydzień i a nuż tym razem mi się zwróci. Niestety nie miałem 5€ tylko 3, więc oferuje jej co mam, a ta się zaczyna kłócić, że mało, że przecież inni dali 10€. Już widzę jaka ty głucha jesteś... Dziecko, ja tyle na Owsiaka nie daję, masz trzy i vaffanculo. Tydzień później koczując w 2F dowiedziałem się, że grasująca po tym terminalu głucha dziewczynka jest oszustką i by jej nic nie dawać. Mam chociaż nadzieję, że te moje pieniądze poszły na coś sensownego, być może nawet wypiła moje zdrowie.
Z pozostałych obserwacji; lotnisko Charles'a deGaulle'a jest ogromne. Odprawia się tam setki samolotów dziennie, nawet nie chce liczyć ile sztuk bagażu, i jakimś cudem nawet nie ma wielkiego burdelu. W Internecie można znaleźć sporo innych opinii, ale spędziłem na tym lotnisku trochę czasu i z perspektywy pasażera i tymczasowego bezdomnego nie było tak najgorzej. To co się dzieje u nich za kulisami wiele mnie nie obchodzi, bo mnie zależy tylko na tym, by mój samolot był punktualnie. I był.
Lot z Paryża to Tuluzy trwa nieco ponad godzinę. Mogłem lecieć dwie godziny wcześniej, ale nie sądziłem, że będę w Paryżu punktualnie, a na ryzyko zmiany rezerwacji nie było już mnie stać. Przy takiej długości lotu to i tak nie ma większego znaczenia i w Tuluzie byłem kiedy jeszcze było jasno i, co najważniejsze, nie padało. Czekało na mnie, bo zaczęło kiedy jechałem autobusem do centrum miasta. Diana napisała, że utknęła w pracy i nie może mnie odebrać, więc muszę radzić sobie sam, ale dała wskazówki co i jak. Na szczęście Tuluza to miasto, którego włodarze wiedzą jak ważnym elementem komunikacji zbiorowej jest metro i dlatego zbudowali aż dwie linie (i dodatkowo właśnie przywrócili tramwaj), choć miasto jest prawie trzy razy mniejsze od Krakowa i posiada o połowę mniej mieszkańców. W Krakowie przecież wszyscy lubią pokonywać 1 km w 20 minut, więc nie ma problemu. Najweselej jest w okolicach godziny 7:30 oraz 16:30/17:30, a gdy autobus nie jest przegubowy to radości na przystankach nie ma końca, zwłaszcza kiedy spadnie śnieg. W Tuluzie pierwszy raz na oczy zobaczyłem zupełnie zautomatyzowane metro i po zejściu na peron przez chwilę koniecznie chciałem otworzyć drzwi chroniące takich jak ja przed porażeniem prądem, lub w najlepszym wypadku rozjechanie przez pociąg. Niepokojące, że nikt nie próbował mnie powstrzymać.
Cathédrale Saint-Étienne de Toulouse |
Jardin des Plantes |
Nad Garonną |
Środę i czwartek spędziliśmy w połowie w domu, bo pogoda, bo wieje, bo pada, bo chujowo, bo 'Upadek' można by sobie obejrzeć. Dalej to już samo poszło: Green Street Hooligans, któryś z rzędu Robin Hood, Carandiru oraz Zmierzch... nie wiem dlaczego. Oglądanie filmów na wyjeździe mija się z moim podejściem do turystyki i poznawania nowych miejsc, ale aura na więcej nie pozwalała.
Kiedyś wymyśliłem sobie, że w miarę możliwości postaram się zawitać do Andory i choć dwa razy byłem blisko celu, a tym razem miałem nawet czas, to przez pogodę się nie powiodło. Mimo wszystko to już wyższe Pireneje i pewnie tam było jeszcze mniej wesoło niż na nizinach. Musiałem nacieszyć się Pirenejami widzianymi z mostu zwanego Nowym.
Garonna |
Rue Fermat, Tuluza |
Lot do Paryża |
Pisałem już, że lotnisko de'Gaulle'a jest ogromne? Jeśli nie to zaznaczę tylko, że wolnej przestrzeni jest tam mnóstwo, więc nie pojmuję dlaczego kierownictwo tego portu może wydzielić kilku małych pomieszczeń dla podróżujących, którzy spłynęli tam z różnych części świata i chcąc nie chcąc muszą tam spędzić noc. To nie są Balice, Pyrzowice, czy nawet Okęcie, które są lotniskami docelowymi i mało kto musi na nich nocować, tylko wielki, międzynarodowy port, gdzie setki tysięcy ludzi tylko się przesiada. Niemniej opinie, których naczytałem się przed spędzeniem tam nocy, są w wielkiej mierze przesadzone. Jedynym mankamentem jest brak tych pomieszczeń dla nocujących oraz mała liczba ławek. Tam gdzie ja nocowałem było w porządku, od czasu do czasu pojawiała się policja i żołnierze z bronią na wierzchu i jeśli miałbym się tam czegoś bać, to właśnie ich.
Mój samolot odlatywał z terminalu 2B, czyli dobre piętnaście minut drogi z 2F, więc około 5:00 ruszyłem swoje jestestwo do 2B. Terminal wyróżnia się od pozostałych, bo jest cały pomarańczowy od loga EasyJet, więc nie w sposób nie trafić. Lot do Krakowa był trzecim easyjetem tego dnia i przed w pół do szóstej było tam tyle ludzi co o dwudziestej dnia poprzedniego. Przeważnie południowców, bo były to loty do Fezu i Madrytu, ale białe twarze też się zaczęły pojawiać i już wiedziałem z kim będę wracać do Krakowa. Nie spodziewałem się tylko tego, że jedną z nich będzie kolega Stefan, z którym już siedząc w samolocie zamieniliśmy kilka zdań po czym padliśmy; ja na stolik, on na fotel. Tyle już razy przekonałem się o niewielkości świata, że takie spotkania coraz rzadziej mnie zaskakują.
Pobudka, lotnisko, kolejka na Dworzec Główny, autobus 424 i jestem w domu. Gdy usiadłem na kanapie między brudami wyjętymi chwilę wcześniej z plecaka dotarło do mnie, że tę wycieczkę zaplanowałem w minimalnym stopniu, a i tak wszystko poszło jak z płatka, bez najmniejszych nawet zgrzytów. Podobnie było z sierpniowym wyjazdem do Włoch i Słowenii. A skoro tak, to podczas podróży po Ameryce Południowej nie może być źle. I nie będzie.
Galeria zdjęć znajduje się -> tu
Komentarze
Prześlij komentarz