Tunezja - cz.2: autem po kraju - Al-Dżamm, Monastyr & Bizerta

El-Jem

Po Tunezji da się poruszać inaczej niż autem, ale jest to dość czasochłonna zabawa i nie obędzie się bez kombinowania. Co prawda do Susy, Monastyru czy Al-Dżamm dojedziemy pociągiem, to jednak rozkład jazdy stworzony jest nie wiadomo pod kogo i mając ograniczony czas na zwiedzanie nie idzie się do niego nagiąć. My nie mieliśmy ani ochoty ani właśnie czasu na takie zabawy, stąd decyzja o wypożyczeniu tych podejrzanie nieporysowanych VW Polo. Decyzja jak zawsze trafiona w dziesiątkę, lecz wycieczki takim tunezyjskim składem jednak trochę żal.

El-Jem
Al-Dżamm, Tunezja

Droga z Tunisu do Al-Dżamm to jakieś dwie godziny z hakiem jazdy i na miejscu byliśmy wczesnym popołudniem. I już na wstępie napiszę, że spełniło się właśnie jedno z moich marzeń. Takich pomniejszych, będących gdzieś w połowie bucket listy, ale jednak. Już od samego początku nalegałem, by Al-Dżamm był na naszej liście must-see, gdyż to właśnie w Al-Dżamm znajduje się jeden z trzech największych zachowanych rzymskich amfiteatrów. Pozostałe znajdziemy w Rzymie oraz w Puli i te miałem już odhaczone.

El-Jem
rzymski amfiteatr w Al-Dżamm, Tunezja

Ten, moim zdaniem przynajmniej, jest zdecydowanie najpiękniejszy i najbardziej fascynujący spośród wyżej wspomnianych. Może to kwestia tej jego niedostępności, no bo Tunezja, kiepski dojazd i tak dalej, może jego fenomenalnego stanu, a może dlatego, bo po prostu najlepiej się go zwiedza. Można bowiem wejść dosłownie wszędzie - połazić po murach, zejść do podziemi, stanąć na środku areny, porozglądać się na korytarzach czy w spokoju pokontemplować okolice. Przepiękne i unikatowe miejsce, których opisów jest już tyle w Internecie, że kolejny ma tyle sensu co pisanie pracy magisterskiej na kierunkach humanistycznych.

El-Jem
rzymski amfiteatr w Al-Dżamm, Tunezja

I z jednej strony fajnie, że pomimo swojej natury, historii długiej na osiemnaście wieków i wpisania nawet w rejestr Unesco, amfiteatr w Al-Dżamm odstaje nieco od wyobrażeń miejsca o tej randze i szczęśliwie daleki jest wciąż od zadeptania, ale z drugiej strony trochę serce się kraje kiedy widzi się okoliczny burdel. Nawet parking jest umowny, bo to takie klepisko wokół pozostałości jakiegoś budynku. Samo Al-Dżamm natomiast nie jest na tyle duże i atrakcyjne, by zaczepić się tam na dłużej. Mimo wszystko zapadło mi w pamięć, bo gdzieś jednak urzekła mnie ta prosta zwyczajność tego niedużego miasta, których jak Maghreb długi i szeroki są dziesiątki. Nic by się jednak nie stało, gdyby trochę tam pozamiatali.

El-Jem
rzymski amfiteatr w Al-Dżamm, Tunezja

Z ciekawostek; przez Internet, głównie ten anglojęzyczny, przewija się informacja, że amfiteatr w Al-Dżamm był jerozolimskim koloseum w 'Żywocie Briana' Monty Pythona. Film faktycznie był kręcony w Tunezji, a ów amfiteatr zapewne był brany pod uwagę jako plener, ale sceny gdzie Brian sprzedaje uszy jaguara, nosy borsuka i inne imperialistyczne kąski, ale przede wszystkim poznaje członków Ludowego Frontu Judei (nie mylić z Judeańskim Frontem Ludowym!) były kręcone w antycznym teatrze w Kartaginie. Byliśmy tam dwa dni wcześniej i wspomniałem o nim w części pierwszej.

El-Jem
ruiny rzymskich willi na tyłach muzeum archeologicznego, Al-Dżamm, Tunezja

Inną ciekawostką jest to, że Al-Dżamm ma nie jeden, a DWA amfiteatry. Drugi jest jednak w znacznie gorszej kondycji, a znajdziemy go vis a vis muzeum archeologicznego, kawałek za stacją kolejową. Tym samym jak ktoś jednak zdecyduje się na przyjazd do Al-Dżamm pociągiem to może zacząć właśnie tam. W muzealnych ogrodach znajdziemy ponadto pozostałości rzymskich willi. Niczego to nie urywa i na kolana nie rzuca, zwłaszcza przy porównaniu z Kartaginą, ale warto spojrzeć jak już się jest na miejscu. Jeśli dobrze pamiętam do muzeum i amfiteatru wchodzimy na jednym bilecie, ale... głowy nie dam. Chyba tak. Do sprawdzenia na miejscu.

---

Kolejnym punktem naszej wycieczki był Monastyr gdzie dojechaliśmy późnym popołudniem, tak akurat na złotą godzinę. Nocleg znaleźliśmy w marinie, która jest takim de facto miastem w mieście, gdzie jest wszystko czego potrzeba i nie trzeba wychodzić. No i świetnie, bo już bardzo musieliśmy coś zjeść, ale też i szkoda, bo to taki turystyczny azyl. No nie dogodzisz. Wtedy niewiele się nad tym zastanawialiśmy, tylko oddaliśmy się odpoczynkowi po długiej jeździe i atrakcjach Al-Dżamm.

Wieczór natomiast był już nasz, bo nie tylko trafiliśmy do rewelacyjnej restauracji (Marina the Captain) z owocami morza, winkiem i samymi dobrymi rzeczami, ale i mogliśmy dodatkowo świętować odsunięcie starych dziadów od władzy w Polsce. Może i tu mogłoby być nieco lepiej, lecz w naszej restauracji już nie musiało. Świętowaliśmy więc należycie.

Monastir Marina
Marina w Monastyrze, Tunezja

Klasyk prawi, że by być odpowiedzialnym wystarczy rano wstać, więc zwlekliśmy się z Anią o brzasku, by z pobliskiego cypelka oglądać wschód słońca. Dwa bezdomne psy robiły jednak wszystko, by nam tę przyjemność odebrać, ale szczęśliwie wolały obszczekiwać nas z miejsca, gdzie same czuły się bezpiecznie, więc nieco mniej niepokojeni mogliśmy obserwować jak budzi się dzień. A budził się feerią chyba wszystkich ciepłych barw. I nigdy nie chce mi się na to widowisko wstawać i zawsze marudzę, że ojezu, że po co, że weź, a potem jestem zachwycony. Bo wschody są jednak lepsze od zachodów.

sunrise
Wschody są lepsze od zachodów, Tunezja

Aczkolwiek, zaraz po tym jak już nacieszyliśmy się barwami poranka, to kiedy Ania poszła na spacer po marinie ja dospałem jeszcze godzinkę. Nie musieliśmy się bardzo spieszyć ani zrywać na śniadanie, lecz długie wylegiwanie również nie wchodziło w grę. Bo raz, że trzeba było gdzieś to śniadanie zgarnąć, to dwa chcieliśmy cokolwiek w tym Monastyrze jednak zobaczyć.

Monastir Ribat
Cmentarz i Ribat, Monastyr

Najbliższą atrakcją w pobliżu był jednak cmentarz i dopiero za nim zaczynały się mury starego miasta, czyli mediny. Wiedzieliśmy, że zapuszczenie się tam będzie oznaczać spacer na co najmniej dwie godziny, więc ograniczyliśmy się jedynie do mauzoleum Habiba Bourguiba na owym cmentarzu. 

Z mężami stanu tego świata tak już jest, że nie dane jest im spoczywać w spokoju, tylko buduje im się mauzolea i wystawia na widok publiczny tak długo, aż ktoś uzna, że dany osobnik jednak mężem stanu nie był.

mauzoleum Habiba Bourguiba

Bourguiba, który rządził Tunezją jako jej pierwszy prezydent w latach 1957-1987, może na razie być spokojny i raczej nikt go przenosić teraz nie będzie. Pewną ciekawostką jest, że władzy pozbawił go generał Zin al-Abidin Ben Ali, ten Ben Ali, którego obalenie i w konsekwencji ucieczka do Arabii Saudyjskiej w roku 2011 zapoczątkowały Arabską Wiosnę. 

Natomiast w mauzoleum widać wielki sentyment i szacunek jakim dzisiejsi Tunezyjczycy darzą swojego pierwszego prezydenta. Poza, rzecz jasna, sarkofagiem w miejscu reprezentacyjnym, obejrzeć można zdjęcia prezydenta z głowami różnych państw, trochę pamiątek jak mundur, telefon czy nawet okulary oraz zapoznać się z masą przeróżnych artykułów z gazet. Miejsce może nieobowiązkowe do zobaczenia, ale na swój sposób ciekawe.

---

Z Monastyru sprawnie przemieściliśmy się do Bizerty. No, ok, 'sprawnie' to może nie jest tym słowem, którego użyliby kierowcy obu naszych VW Polówek, bo pomimo, że jazda z miasta do miasta poszła gładko, to co się dzieje przy wjeździe do Bizerty nawet w Krakowie wzbudziłoby pewne poruszenie. Poza umiejętnościami chłopaków - ich wyczuciem odległości, cierpliwością i biegłością w kwiecistych wiązankach - jest nieco magii w tym, że na żadnym z aut nie pojawiła się ani jedna ryska. Godzina też była najgorsza, ale mimo wszystko to było brutalne powitanie.

Bizerte
Stary Port, Bizerta, Tunezja

Wspominałem gdzieś powyżej, że czasu mieliśmy tylko pozornie dużo, bo kiedy przyszło do planowania całej wycieczki okazało się, że z pewnych miejsc musimy zrezygnować, a inne jakoś upchnąć. Zrezygnowaliśmy więc z długiej jazdy na południe na rzecz powrotu na północ, bo tam odkryliśmy Bizertę - uważaną za najstarsze miasto dzisiejszej Tunezji. Założyli ją bowiem Fenicjanie około 1000 r. p.n.e. Jak każde miasto i to ma swoją starszą część, którą podobno nazywa się tunezyjską Wenecją, a że rodzima Bydgoszcz to przecież Wenecja północy, to uznaliśmy zgodnie, że Bizerta również trzeba zobaczyć.

Bizerte
Stary Port, Bizerta, Tunezja

Bizerta nie jest turystyczną mekką i tym samym pozostaje jednym z tych orientalnych miast, które oparło się zadeptaniu. Niemniej oferta noclegowa jest bogata, chociaż, według moich obserwacji przynajmniej, nastawiona raczej na biura podróży i duże grupy niż na klientów indywidualnych. Specjalnie nie marudziliśmy z tego powodu, bo w październiku nie ma ani jednych, ani drugich. Ulokowaliśmy się więc kawałek od centrum w bardzo przyjemnym hotelu przy plaży i to z basenem, by w końcu móc powiedzieć, że coś w tej Tunezji wypoczęliśmy.

Bizerte
Plaża w Bizercie po sezonie, Tunezja

Przyległa plaża była jednak dość mocno po sezonie i niewiele skorzystaliśmy z jej uroków. W pewnym sensie to dobrze, że nie było tak resortowo, a wręcz przeciwnie - nawet dziko. I że nie było tych głośnych barów i leżaków z Brytyjczykami, a w zamian sporo wędkujących miejscowych, którzy spędzali tam czas z rodzinami, lecz panowie rozpalający ognisko ze śmieci obok zdezelowanego Citroena i sporo średnio przyjaznych bezdomnych psów nie czyniło tej plaży atrakcyjną. Trzymaliśmy się więc bliżej basenu.

Wielbłąd jednogarbny, Bizerta, Tunezja

Samo miasto jest natomiast urocze - Stary Port wieczorem jest pełen ludzi, którzy herbatkują sobie w przylegających doń knajpkach i nawet zastanawialiśmy się, czy gdzieś nie przysiąść i dołączyć, lecz ostatecznie ograniczyliśmy się do powolnego spacerowania wokół portu i głaskania napotkanych kotków.

Bizerte
Meczet z XVII wieku, Bizerta, Tunezja

Następnego dnia wróciliśmy do Starego Portu raz jeszcze mu się przyjrzeć. W wieczornym półmroku dużo jednak umykało, a kolory dnia to jednak co innego. Rybacy wyciągnęli już swoje łodzie, turyści wypełzli z hoteli, dzieciaki ze szkół, a bizerska medina, a więc pełna wąskich ulic i souków część starego miasta tętniła życiem. Po medinie warto się oczywiście przejść, lecz prawdziwa perła leży tuż obok - jest to otoczona murem XVII-wieczna forteca - kasbah, w której wąskie, biało-błękitne uliczki są po prostu obłędne. To miejsce, gdzie czas naprawdę się zatrzymał i to nie w złym tego słowa znaczeniu. Im bardziej człowiek się tam gubi, tym lepiej.

Kasbah, Bizerte
Kasbah, Bizerta, Tunezja

Urok tego miejsca podbija też fakt, że w zasadzie weszliśmy tam trochę przypadkiem, nie do końca wiedząc, że właśnie znaleźliśmy wejście. Nie jest ono jakoś specjalnie ukryte czy zamaskowane, ale eksponowane również nie. Co więcej była to ostatnia atrakcja, jaką Tunezja dla nas przygotowała.

Nawet teraz, niemal równe pół roku później, gdy wracam myślami do Tunezji pierwsze co mi się nasuwa to ten wspaniały, biało-błękitny labirynt wąskich uliczek dobrze schowanej za potężnym i wysokim murem starej Bizerty.

Kasbah, Bizerte
Kasbah, Bizerta, Tunezja

---

Te kilka dni to trochę za mało, bym silił się na większe podsumowanie Tunezji jako takiej, więc pozostaje mi tylko zachęcić do zobaczenia tego kraju, i nieważne, czy to będzie all-inclusive na Dżerbie, czy taka właśnie wycieczka na własną rękę, byle tylko spróbować zobaczyć coś więcej niż dno szklanki po drinku. Tunezja to nie tylko zabytki i opisane wyżej miejsca, ale także pustynia i słone jezioro Szatt al-Dżarid (Wielki Szott), zielona północ i Park Narodowy Aszkal (swoją drogą blisko Bizerty), ale też Kairuan, Safakis i inne wiekowe miasta. No i niełatwa historia oraz ludzie wraz z kulturą i sztuką. Sam chciałbym jeszcze wrócić i lepiej zwiedzić Monastyr oraz Susę, którą tylko minęliśmy i w ogóle nie ma tu o niej słowa, a to również wyjątkowe miasto, lecz czy będzie mi dane tego oczywiście nie wiem. Jeśli jednak, to może uda się doświadczyć podróży miejscowymi pociągami, bo to podobno przygoda sama w sobie.

Być może ta ściana tekstu oraz te raptem kilka zdjęć kogoś przekonają, mam przynajmniej taką nadzieję, bo warto wybrać się do Tunezji, wypić miejscowe wino, pojeść owoców morza i zwiedzić te unikalne i wciąż niezadeptane atrakcje świata Maghrebu. Póki jeszcze można.

 

Al-Dżamm, sklep z pamiątkami, Tunezja

Al-Dżamm, Tunezja

napisy na ścianach amfiteatru Al-Dżamm, Tunezja

I to kolejna osobliwość, która bardzo mnie urzekła zwiedzając ten antyczny amfiteatr - takich napisów, ale również i starszych jest naprawdę wiele. 

Dzieci bawiące się w podziemiach amfiteatru, Al-Dżamm, Tunezja

Cmentarz, Monastyr, Tunezja

Kasbah, Bizerta, Tunezja

Najpiękniejszy z mi widzianych - rzymski amfiteatr Al-Dżamm, Tunezja

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Portugalia cz. 3 - Madera: Funchal i południe

Anglia: Newcastle, Zamek Warkworth

Anglia: Sheffield, Leeds & Manchester