Posty

Islandia cz.1: Reykjavik

Obraz
Flaga Islandii, niezmiennie od 1944 roku To, co jeszcze do niedawna sprawiało, że stawiałem linie WizzAir przed Ryanair były punkty. Wystarczyło, że robiłem normalne zakupy, tankowałem, płaciłem za obiad, a punkty same wskakiwały na konto dołączone do karty. Następnie musiałem złożyć dyspozycję o przeniesienie ich na konto Wizz i już mogłem planować jakiś wyjazd. Rok 2019 słabo wypadł pod tym względem, więc do jesieni zachomikowała mi się całkiem zgrabna suma, która niestety wkrótce miała stracić swoją ważność. Poszperałem po stronie Wizza i rzuciłem do Ani: - Gdzie wolisz polecieć? Do Gruzji czy na Islandię? - Co? Na Islandię! - Islandia it is. Tyle, że to był listopad. Druga połowa, grudzień co prawda za rogiem, ale wciąż listopad. No, a loty zarezerwowałem dopiero na marzec 2020. Ania zaplanowała trasę, ja dopełniłem noclegami i samochodem i już od lutego byliśmy gotowi do drogi. Nie przewidzieliśmy tylko jednego... pandemii koronowirusa. Dopóki wirus nie poj

Wietnam cz. 4: Ho Chi Minh City & wyspa Phu Quoc

Obraz
mural w Ho Chi Minh City, Wietnam Marzyłem o tym, by zobaczyć dawny Sajgon. Zagłębić się w to miasto, poznać je, zobaczyć jego blizny, bo przecież tyle się o nim słyszało i czytało. Ze środkowego Wietnamu przywiozłem jednak pamiątkę, która skutecznie spaskudziła mi drugą połowę pobytu w Wietnamie. Nie do końca wiem co to mogło być, prawdopodobnie coś pospolitego, lecz do końca wyjazdu miałem pozamiatane. Bo osłabienie, bo gorączka, bo kaszel i jak się łatwo domyślić w takim stanie trudno się czymkolwiek cieszyć. Przeszło mi przez myśl, że to może być denga, ale objawy trochę nie pasowały, lecz profilaktycznie nabyłem w aptece Tylenol, czyli zwykły Paracetamol. Swoją drogą ciekawostka, która może się kiedyś komuś przydać - jak podejrzewamy u siebie dengę, to ibuprofen jest niewskazany, ale paracetamol już tak. W aptece kupiłem też maseczki i jedną wciąż jeszcze nawet mam. Dziś zdaje się być cenniejsza niż tusz do drukarek. Po przylocie i uderzeniu o łóżko musiałem się skonfron

Wietnam cz. 3: Hoi An, My Son i trochę wiejskich klimatów

Obraz
Hội An, Wietnam Z Hanoi do Da Nang leci się około godziny, więc na miejscu byliśmy o całkiem przyzwoitej porze, bo jakoś przed jedenastą. Niestety żadnego zwiedzania miasta nie przewidziano, za to czekało nas jeszcze kilkadziesiąt minut jazdy do pobliskiego  Hội An . Fajnie o tyle, że transport nie musieliśmy się martwić, bo ten mieliśmy z góry załatwiony i na lotnisku czekał na nas kierowca-nastolatek, który wziął nas do ogromnej Toyoty Land Cruiser. Naprawdę wielkie auto - w środku mieliśmy tyle miejsca, że można było się gonić. Trochę nie przywykłem do takiego traktowania, bo zazwyczaj sam szukałem transportu i przeważnie kończyło się to na jakiejś komunikacji miejskiej i dalszym kombinowaniu. W tym przypadku w ogóle nie musiałem zawracać sobie tym głowy i w sumie nawet nie wiem jak mielibyśmy się do tego Hoi An dostać. Jakkolwiek uwielbiam przewracać Internet do góry nogami w poszukiwaniu najdogodniejszych tras i form transportu, to jednak dałem się kupić i przyznaję, że tra

Wietnam cz. 2: Ha Long Bay

Obraz
Ha Long Bay, Wietnam Po śniadaniu i zapakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy znieśliśmy resztę do hotelowego lobby i zajęliśmy strategiczne miejsca w fotelach przy recepcji. Tam oczekiwaliśmy na naszego nowego przewodnika, którym okazał się miły gość o imieniu Duy. Pora była dość podła, ale musiała taka być, bo podróż z Hanoi nad zatokę Ha Long to trzy i pół godziny z życia, z czego pół to postój w miasteczku Sao Đỏ (Czerwona Gwiazda) w prowincji Chí Linh. Miasteczko średnio idzie zwiedzić, bo ta przerwa w podróży opiera się głównie na zrobieniu siku, zakupów w supermarkecie i ewentualnym zamówieniu wielkiej rzeźby smoka do ogrodu. Nie wiem jak często przypadkowi turyści to robią, ale wielka tablica pokazuje, że jednak się to zdarza. Z ciekawostek - koszt dostawy do Gdańska jest z jakiegoś powodu wyższy niż do Poznania, a co jeszcze ciekawsze, do Gdyni również. Nie pytaliśmy dlaczego. Sao Đỏ, manufaktura rzeźby W busie mieliśmy rodzinę z Singapuru, jakąś parę z Wielkiej Bry