Maltańskie opuncje cz. 1
W końcu jesień! Tak bardzo czekałem, odliczałem dni, rwałem kartki z kalendarza i tęskniłem, a już najintensywniej od września, z którym przyszła jesienna szarość, zimność, depresja i świadomość, że temperatury wyższe od 20 stopni oraz większe pokłady słońca pojawią się tu najwcześniej w maju. Zgoda, brzmi to trochę kretyńsko i bez sensu, ale tylko pozornie - otóż jesień to pora moich wyjazdów, będących rozpaczliwą próbą oszukania samego siebie i ucieczką od zbliżającej się ciemnej, zimnej i azbestowej beznadziei znanej szerzej jako zima. Tym razem wybór padł na Maltę - bo jak szukać ciepła to tylko tam. Dla przykładu: od dwóch lat mieszka tam mój dobry znajomy z dzieciństwa i dziś gość nie pamięta jak wygląda kaloryfer. Na Maltę poleciałem z Anią, a transport zapewnił nam WizzAir , ale niestety z Katowic (czemuż nie latacie z Krakowa? No czemuż??). Wszystko poszło jak trzeba, czyli bez problemu i punktualnie, więc nie ma co drążyć tematu. Maltę powitaliśmy wczesnym popołudni